W tym roku po raz pierwszy pojechałam do Rabki-Zdroju na Międzynarodowy Festiwal Literatury Dziecięcej. I chociaż spędziłam tam tylko jeden dzień, zdążyłam zamienić parę słów z Iwoną Haberny, pomysłodawczynią i organizatorką Rabka Festival, krakowskim tłumaczem Piotrem Krasnowolskim, który zachwycił zgromadzoną publiczność tempem notowania i lekkością przekładu, a także szwedzką autorką książek dla dzieci i młodzieży, Fridą Nilsson. To właśnie z jej powodu pojechałam do Rabki z plecakiem wypchanym książkami: Prezentem dla Cebulki, Moją mamą Gorylicą, Piratami Oceanu Lodowego oraz HedwigąHedwigą i Maksem Olofem. Nie dość, że zdobyłam autografy, to jeszcze miałam okazję zadać jej parę pytań na ławeczce przy Nowym Świecie 8.

Karolina: Frido, Twoje książki są „nieodkładalne”.

Frida Nilsson: (śmiech) Ojej, co masz na myśli?

K: Jak już się zacznie czytać, nie można ich odłożyć, zanim nie dotrze się do ostatniej strony. Dużo się w nich dzieje, bohaterowie są w większości sympatyczni i łatwo się można z nimi utożsamić, a poza tym to inteligentna i pełna humoru proza. Bardzo podoba mi się Twoja umiejętność wydobywania z codzienności rzeczy wartych opisania. 

F: Ach, już rozumiem! Dziękuję!

K
: Zastanawiam się, do jakiego stopnia – o ile w ogóle – wątki autobiograficzne są obecne w Twoich książkach.

F
: O tak, jest mnie dużo we wszystkich moich książkach. Hedwiga to cała ja, zwłaszcza pierwsza część. To, co przytrafia się Hedwidze, przydarzyło się mnie. Dopiero w kolejnych częściach: drugiej, trzeciej i czwartej (trzeci tom przygód Hedwigi ukaże się w Polsce pod koniec tego roku – przyp. red.) zaczęłam wymyślać historie, ale i tak pozostają one w dużym związku z wydarzeniami z mojego życia i osobami, które znam. Również inne książki w ten czy inny sposób opowiadają o mnie, bo w każdą wkładam fragment siebie. Wszystkie są odzwierciedleniem tego, co dzieje się w mojej głowie, zwłaszcza te najnowsze, które są nieco mroczniejsze i poruszają bardziej poważne tematy.

K: Czy macierzyństwo wpłynęło na Twoje postrzeganie świata?

F: Tak, bardzo!

K
: W jaki sposób?


F
: Zaczęłam dużo więcej rozmyślać na temat przyszłości naszej planety, zastanawiać się na tym, w jaki sposób troszczymy się o nasze dzieci, jaki obraz świata im pokazujemy i co im po sobie zostawimy. Przed urodzeniem dzieci myślałam tylko o sobie i w książkach przepracowywałam tematy, które w danym momencie mnie nurtowały. Na przykład Moja mama Gorylica jest o poszukiwaniu miłości i silnej potrzebie posiadania kogoś. Kiedy założyłam własną rodzinę, uznałam, że wyczerpałam ten temat i mogę się skupić na kolejnych. 

K: Często podkreślasz, że Twoje dzieciństwo było bardzo beztroskie i radosne. A jednak nie jesteś bezkrytyczna wobec mitu szczęśliwego dzieciństwa. Piszesz o dzieciach, które żyją w niepełnych rodzinach, o wykorzystywaniu dzieci do pracy ponad siły… Czy chcesz przez to przekazać coś swoim czytelnikom?

F: Absolutnie nie chcę ich niczego uczyć! Nie piszę książek, które mają przesłanie, piszę po prostu o tym, w jaki sposób odczuwam świat, co jest według mnie dobre, a co złe, stawiam pytania, ale nie daję odpowiedzi, przedstawiam własny punkt widzenia, ale dopuszczam możliwość innych interpretacji. Chcę wejść w dialog z moimi czytelnikami i usłyszeć, co oni mają na ten temat do powiedzenia. 

K: Czy kiedykolwiek spotkałaś się z krytyką swoich książek? 

F: Nie, nigdy! Na pewno nie ze względu na tematykę, bo nie jest w ogóle kontrowersyjna. 

K: A wiesz, że u nas fragmenty Hedwigi budzą zaniepokojenie niektórych rodziców?

F: Ojej, naprawdę?

K: Na przykład kiedy dziewczynka dorysowuje wielkanocnym króliczkom siusiaki…

F: To u was dzieciaki nie robią takich rzeczy? (śmiech

K: … albo kiedy Hedwiga obmyśla plan pozbycia się kucharki, która wmusza w dzieci na stołówce obrzydliwą wątróbkę. Czy są takie tematy, których nie odważyłabyś się poruszyć w swoich książkach?

F: Nie, raczej nie. Gdybym miała potrzebę i ochotę, żeby o czymś napisać, to bym to po prostu zrobiła bez zastanawiania się, czy to społecznie akceptowalne. Zresztą Szwecja to bardzo tolerancyjny kraj, w którym moje książki w ogóle nie budzą kontrowersji. Może trochę ta ostatnia, o śmierci (książka Det tunna svärdet, której roboczy tytuł brzmi Cienki miecz, ukaże się w Polsce nakładem Wydawnictwa Zakamarki – przyp. red.), bo niektórzy ludzie nie lubią czytać o śmierci ze swoimi dziećmi. Wszyscy się jej boimy i generalnie wolimy udawać, że po nas nie przyjdzie. Ale te wszystkie siusiaki, cycki czy kupy w ogóle nie są u nas kontrowersyjne, bo zaczęliśmy o nich pisać jakieś dwadzieścia lat temu. Dziś takie tematy nie budzą u nikogo żadnych większych emocji.

K: Jaką matką jesteś? (Frida Nilsson ma dwóch synów w wieku 6 i 9 lat – przyp. red.). Bliżej Ci do matki Cebulki czy do wyluzowanej mamy gorylicy, która jest na bakier z prawem i higieną? (śmiech)

F: Haha, jeśli chodzi o zaniedbywanie higieny, to po zakończeniu roku szkolnego odpuściliśmy mojemu młodszemu synkowi codzienne mycie pod prysznicem. On szczerze tego nienawidzi, dlatego na dwa i pół miesiąca złożyliśmy broń. Odetchnęliśmy z ulgą, bo mieliśmy dość ciągłego nagabywania i pilnowania. W wakacje jego włosy wyglądają tak, jakby strzelił w nie piorun! (śmiech) Ale jak tylko zacznie się szkoła, znowu wrócimy do rutyny. 

K: Czyli od czasu do czasu pozwalasz sobie na bycie Gorylicą.

F: Cóż, na to wygląda (śmiech).

K: Bardzo lubię tę postać. Gorylica jest dziwna, trochę obleśna, ale w głębi serca jest bardzo dobra i troszczy się o swoją wychowankę najlepiej, jak umie. 

F: Tak naprawdę Gorylica to mój tata, a książka opowiada o tym, w jaki sposób go postrzegałam, kiedy byłam młodsza. Bardzo chciałam, żeby był taki jak inni ojcowie: normalnie ubierał, miał zwyczajną fryzurę i jeździł zwykłym samochodem. Tymczasem on nosił stare ciuchy, był niemodnie ostrzyżony i jeździł rozklekotanym Land Roverem. Za każdym razem, kiedy szliśmy razem do miasta albo do warzywniaka, szłam pięć metrów za nim, żeby ludzie nie pomyśleli, że mamy ze sobą coś wspólnego. 

K: Kiedy zmieniłaś zdanie na jego temat?

F: Kiedy byłam nastolatką. Wtedy zrozumiałam, że bycie wyjątkowym jest fajne. Kiedy masz 9–10 lat, chcesz być jak wszyscy inni, dopiero kiedy masz naście lat, czujesz potrzebę wyróżnienia się z tłumu i robienia wszystkiego na przekór. To wtedy dostrzegłam dobre strony mojego taty i uświadomiłam sobie, jak duży wpływ na mnie wywarł. Ale kiedy byłam młodsza, patrzyłam na niego dużo mniej przychylnym okiem. Tak właśnie wygląda nasza historia.

K: Słyszałam, że trwają prace nad filmem animowanym na podstawie Mojej mamy gorylicy. Film ma się ukazać w Szwecji pod koniec przyszłego roku. Czy miałaś wpływ na scenariusz?

F: Nie, zupełnie.

K: A zatem jaka była Twoja rola w procesie twórczym?

F: Sprzedałam prawa autorskie do książki, to wszystko. I zaufałam reżyserce Lindzie Hambäck. Jestem pewna, że wyjdzie z tego coś naprawdę dobrego.

K
: Wiem, że urodziłaś się w Hardemo, tak jak Hedwiga. Przed naszą rozmową chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o tym mieście, ale niestety polska Wikipedia milczy na ten temat…

F: Wcale mnie to nie dziwi! (śmiech)

K: … więc przetłumaczyłam szwedzką stronę na język polski i odkryłam, że jest tam krótka wzmianka na Twój temat. Mniej więcej coś takiego: „Hardemo jest miejscem akcji książek Fridy Nilsson o Hedwidze”. 

F: Ojej, ale miło, że o tym napisali! Nie miałam pojęcia!

K: Na koniec zostawiłam pytanie o Twoją ulubioną postać z książek Astrid Lindgren. Pewnie nie sposób dorosnąć w Szwecji bez jej książek?

F: O tak, ona jest jak powietrze, jedzenie czy wizyty w toalecie (śmiech) – obecna w naszym życiu cały czas. Astrid Lindgren jest naturalną częścią dorastania w Szwecji jako czytelnik. Zawsze lubiłam jej książki, ale kiedy byłam dzieckiem, nie przepadałam za Ronją. Ronja budziła we mnie strach. Dziś, kiedy jestem dorosła i sama piszę dla dzieci, to właśnie tę książkę najbardziej lubię: za dojrzałość i dużą rolę przyrody. 

K: Bardzo dziękuję Ci za rozmowę i życzę kolejnych świetnych książek.

F: Dziękuję!

2 thoughts on “Wywiad z Fridą Nilsson”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *