„Niestety nie da się opowiedzieć słowami o tym, co zobaczył pan Stanisław po drugiej stronie, bo żadna z tych rzeczy nie miała jeszcze nazwy. Trudno przecież nazwać coś, czego się nigdy dotąd nie widziało. Natomiast zupełnie spokojnie można to narysować”, pisze Justyna Bednarek w swojej nowej książce o odchodzeniu. W połączeniu z niezwykłą wyobraźnią i wrażliwością Pawła Pawlaka, który nadał kształty i kolory temu, co nieznane, powstała piękna poetycka opowieść o tym, że życie po śmierci toczy się dalej, tylko trochę inaczej.

Życie pana Stanisława zmienia się pewnego szarego poranka, kiedy słyszy w radio informację o Angliku, który odbył lot nad Afryką na krześle ogrodowym przyczepionym do balonów napełnionych helem. To wtedy kiełkuje w nim myśl, że sam również mógłby podróżować w podobny sposób. Czym prędzej udaje się do pobliskich helikatesów (tę błyskotliwą nazwę zaczerpnęłam z warstwy graficznej książki) po butlę gazu, prosi wnuczka o zaopiekowanie się psem pod jego nieobecność, pompuje helem nowiutki materac w kwiatki i wylatuje na nim przez okno tak, jak stoi: w kapciach, bez bagażu, za to z kawałkiem starego herbatnika w kieszeni. Świat widziany z lotu ptaka bardzo mu się podoba, ale najlepsze dopiero przed nim: kolejne warstwy chmur kryją niesamowite niespodzianki. Kiedy pan Stanisław uderza głową w miękką błękitną błonę, orientuje się, że dotarł do granicy między niebem widzianym z ziemi, a tym, którego na co dzień nie widzimy. To go jednak nie powstrzymuje przed dalszą podróżą: wyciąga z kieszeni scyzoryk, robi w błonie niewielkie nacięcie i przeciska się na drugą stronę, tam, gdzie żadna z rzeczy nie ma jeszcze swojej nazwy.
Książki są o tym, co wyczytają z nich czytelnicy. To z tego powodu niezwykła podróż pana Stanisława dla jednych będzie fantastyczną (również w ujęciu gatunkowym) opowieścią przygodową, a dla innych subtelną i poetycką historią o odchodzeniu. Mogę się tylko domyślać, że dla Justyny Bednarek, która zadedykowała tę książkę „ukochanemu Michałowi Stanisławowi”, ta opowieść ma szczególne znaczenie i jest próbą nadania sensu czemuś, co jest go z gruntu pozbawione, a także nadzieją na to, że ci, którzy odeszli, nadal zerkają na nas z góry i od czasu do czasu posyłają nam ostrzegawcze promyki. Scena, w której pan Stanisław zrobił nacięcie w warstwie błękitu i przecisnął się przez nie na drugą stronę, ma silne konotacje biologiczne: jest jakby odwróconym procesem porodu (jeśliby trzymać się litery tekstu, to pewnie bardziej cesarskiego cięcia, ale to przecież nieistotne), w którym dorosłe, stare, dziecko wraca tam, skąd przybył. Nie wiem, czy autorce towarzyszyły właśnie takie przemyślenia, ale mnie się bardzo podoba ta wizja powrotu na łono wszechświata.
Pan Stanisław odlatuje ujął mnie nie tylko wielopoziomowością i piękną oprawą graficzną, ale czymś jeszcze. Wyczytałam w nim (być może nadinterpretując intencje pisarki) wiele aluzji do innych tekstów, które znam i lubię: od wiersza Juliana Tuwima W aeroplanie (plastyczność opisu świata widzianego z góry) przez Naszą mamę czarodziejkę Joanny Papuzińskiej (w opowiadaniu Czar dla mamy bohaterowie wzbijają się w powietrze na poduszkach wypełnionym gazem z baloników) aż do Mary Poppins Pameli L. Travers (scena, w której promienie słońca bawią się z małą dziewczynką) czy Karlssona z dachu Astrid Lindgren (śmigło na plecach).
Paweł Pawlak pięknie namalował to, co opisała i wyobraziła sobie Justyna Bednarek. Duży format dał mu pole do popisu, dzięki czemu zarówno ciasne perspektywy we wnętrzach, jak i widoki z lotu ptaka robią odpowiednie wrażenie. Ujął mnie jednak przede wszystkim swoją słoneczną wizją „po drugiej stronie”, a także… zmarszczkami i plamami na dłoniach pana Stanisława.








TYTUŁ: Pan Stanisław odlatuje
TEKST: Justyna Bednarek
ILUSTRACJE: Paweł Pawlak
LICZBA STRON: 32
OPRAWA: twarda
FORMAT: 24 × 32 cm
WIEK: 5+
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia
ROK WYDANIA: 2019