Nazywam się Lisa. Jestem dziewczynką, to chyba od razu widać z imienia. Mam siedem lat i wkrótce skończę osiem. (…) Jeszcze nie wiem na pewno, kim będę. Może mamą. Bo bardzo lubię małe, malutkie dzieci. Mam siedem lalek, dla których jestem mamą. Niedługo będę za duża, żeby się bawić lalkami. Och, jakie to będzie nudne być dużą!
Moje córki są trochę młodsze od Lisy z Dzieci z Bullerbyn: jedna niedługo skończy sześć lat, a druga nie tak dawno zdmuchnęła cztery świeczki na torcie. Podobnie jak Lisa obydwie bardzo lubią małe dzieci, dlatego marzą o tym, żeby w przyszłości zostać przedszkolankami lub opiekunkami. Już teraz ćwiczą swoją cierpliwość i opiekuńczość na najwdzięczniejszych podopiecznych świata – lalkach.
Moje córki przedszkolanki, il. Dominika Czerniak-Chojnacka
NIEDŁUGO BĘDĘ ZA DUŻA, ŻEBY SIĘ BAWIĆ LALKAMI
Przed dziewczynkami jeszcze co najmniej kilka lat beztroskich dziecięcych zabaw i na razie trudno mi sobie wyobrazić, że nadejdzie moment, w którym oznajmią, że są za duże, żeby się bawić lalkami. Jestem jednak pewna, że na długo przed tym, zanim doświadczę syndromu opuszczonego gniazda, poczuję jego namiastkę, wynosząc lalki na strych. Nie będę już miała okazji, żeby bezkarnie je czesać, przebierać czy po prostu patrzeć, jak siedzą w równym rządku na półce, bawią się w urodziny z pluszakami albo okryte kołdrą aż po same brody leżą w łóżkach moich córek, czekając na wieczorne czytando. Ukradkiem otrę kilka łez.
KOLOROWA RODZINKA
Ona ma na imię Angela tak jak ulubiona koleżanka z przedszkola starszej córki. On to Hamonek, onomastyczna enigma, chwilowy przebłysk młodszej córki, który przetrwał dzień, potem następny i jeszcze kolejny, aż został na zawsze. A ono, najsłodszy bobas świata, to Titi – nazwany imieniem kolegi książkowej Basi.
Cała trójka pojawiała w dziecinnym pokoju stopniowo: z okazji urodzin, z okazji braku urodzin lub zupełnie bez okazji, wywołując za każdym razem ogromny uśmiech na twarzach moich córek. Za parę dni, dokładnie na urodziny mojej starszej córki, do tej barwnej lalczynej rodziny dołączy malutka czarnoskóra dziewczynka. Niespodzianki jednak nie będzie, bo solenizantka sama zażyczyła sobie taki prezent. Tak się cieszę, że kończy dopiero sześć lat!
Nie wiem, kto bardziej nie może doczekać się nowej lokatorki – córka czy ja. Nareszcie skończą się wieczne wieczorne przepychanki i wyliczanki, kto z kim śpi, i dlaczego ona ma więcej lalek niż ja. Niepodzielne trzy zmieni się w cztery i znów matematyka będzie po naszej stronie. Już samo to jest wystarczająco dobrym powodem do radości, ale jeśli dodam, że zabawa lalkami to jedna z niewielu rozrywek, podczas których bawię się równie dobrze co córki, to będziecie mieć pełny obraz sytuacji.
MOJA ULUBIONA ZABAWA
Kiedy dziewczynki ściągają lalki z półki i zapraszają mnie do wspólnej zabawy, jestem bardziej niż szczęśliwa. Nigdy nie mam trudności z wczuciem się w rolę, bo kwestie mamy opanowałam przecież do perfekcji – w przeciwieństwie do wypowiedzi złych jednorożców, wróżek z osłabionymi magicznymi mocami czy tajnych agentek. Z prawdziwą przyjemnością opiekuję się dziećmi moich córek, kiedy one muszą wyjść na zakupy, idą do pracy albo same jadą na wakacje (to ciekawe!).
Zawsze bardzo mnie bawi, że dopiero w takich momentach dziewczynki dostrzegają, jak trudne zadanie stoi przed rodzicami: przecież wcale nie tak łatwo poradzić sobie z lalkami, które grymaszą przy jedzeniu, awanturują się przy ubieraniu, uciekają z wózka, nie chcą spać i ciągle bałaganią. Szkoda tylko, że po skończonej zabawie czar empatii pryska.
LALKI NAD LALKAMI
Żałuję, że nie znałam lalek Miniland wcześniej, kiedy moje córki były dużo młodsze. Uniknęłabym kilku zakupowych wpadek i zaoszczędziła sporo pieniędzy, bo te zabawki są idealne – piękne, świetnie wykonane i w dodatku mądre. Wystarczyłyby na całe dzieciństwo – pewnie nawet przyszłych wnuków. Dam znać za jakieś dwadzieścia parę lat, czy moje przewidywania się sprawdziły.
Lalki Miniland są produkowane w Hiszpanii. Każda lalka ma na karku niewielki biały tatuaż z napisem Made in Spain i dokładnym adresem firmy. Ten szczegół ani nie dodaje lalkom uroku, ani ich nie szpeci, a ostatecznie europejskie pochodzenie – w odróżnieniu od chińskiego – to duży plus zabawki.
Lalki wykonane są z winylu. Jedni piszą, że miękkiego, inni – że twardego, a według mnie jest po prostu w sam raz. Miły w dotyku, ciepły i lekko pachnący wanilią. Najstarsza lalka moich córek, Angela, pachnie tak samo już od ponad roku, a producenci zapewniają, że zapach utrzymuje się całymi latami. Dziewczynki bardzo lubią z nimi spać w nocy, bo twierdzą, że mają potem przyjemne, waniliowe sny. Lalki są dość ciężkie, nie da się ich łatwo odkształcić przez ściśnięcie, dlatego – w przeciwieństwie do szmacianek – nie wkładałabym ich do łóżeczka najmłodszych dzieci, bo mogą sobie nie poradzić z ich przesunięciem.
Lalki Miniland mają ruchome kończyny i przekręcaną głowę. Wszystko dobrze się trzyma, nie ma żadnych luzów, a oczy są na stałe otwarte, dlatego można je nawet kąpać – ryzyko dostania się wody do wnętrza lalek jest minimalne.
Na polskim rynku występują w dwóch rozmiarach: 21 cm i 38 cm. Ważą odpowiednio: 300 g i 700 g. Mniejsze lalki (bobasy) nie mają włosów, a jedynie imitujące owłosienie rzeźbienie w winylu i są przeznaczone już dla dzieci od 10 miesiąca życia, natomiast większe lalki mają fryzury z łatwych do rozczesania przyszywanych włosów i ze względu na swoją wagę producent zaleca je trzylatkom. Jako górną granicę wieku producent sugeruje sześć lat, ale przykład moich córek pokazuje, że to prognoza wyraźnie zaniżona, bo tak naprawdę tymi lalkami równie dobrze mogą się bawić nawet dzieci szkolne. Oraz… ich mamy, jak słusznie zauważył mój mąż.
W wersji podstawowej lalki Miniland są ubrane w bieliznę: koszulkę na ramiączka i majtki w kolorze białym, ale w wielu sklepach internetowych można dokupić im dedykowane ubrania (zarówno firmowe, jak i szyte przez innych producentów): sukienki, spodnie, bluzki, rampersy, piżamy, akcesoria w rodzaju czapek, szalików a nawet pieluszek wielorazowych. Dodatkowe ubrania naszych lalek wyszły spod zdolnych rąk pani Agnieszki ze sklepu Przytullale, gdzie można kupić również i same lalki Miniland. Jestem zachwycona jakością wykonania oraz fasonami ubranek: prawie wszystkie (oprócz spodni) mają z tyłu wygodne zapięcia na rzepy, dlatego nawet młodsze dzieci powinny sobie poradzić z samodzielnym przebieraniem lalki. To doskonałe ćwiczenie motoryki małej!
Lalki występują w dwóch płciach: jest lalka dziewczynka i lalka chłopiec. Firma Miniland nie odkryła Ameryki, wymyślając męską lalkę, bo takich pomysłów pojawia się coraz więcej, ale zrobiła to w pięknym stylu. Podoba mi się, że każda lalka dziewczynka może mieć swojego odpowiednika, zarówno w wersji większej, jak i mniejszej. Nasz rynek nadal jest zdominowany przez lalki dziewczynki, a przecież połowę naszego społeczeństwa stanowią mężczyźni: czyiś synowie, ojcowie, dziadkowie i bracia. Szkoda by było ograniczać zabawy w dom jedynie do córek, matek, babć i sióstr, prawda?
Lalki różnią się kolorem skóry, włosów i oczu oraz rysami twarzy, odzwierciedlając najpopularniejsze typy urody w oparciu o rasy ludzkie: europejską, azjatycką, latynoską i afrykańską. Nasza Angela, podobnie jak jej pierwowzór z przedszkola córki, jest Azjatką – ma czarne jak węgielki skośne oczy i kruczoczarne włosy, które pięknie kontrastują z jej jasną (wcale nie żółtą) karnacją. Hamonek i Titi to latynosi o brązowych oczach i wyraźnych czerwonych ustach; Hamonek ma lśniące czarne włosy, a Titi żłobienia w winylu imitujące proste włosy. Najnowsza laleczka, która dopiero do nich dołączy, jest na wyraźne życzenie córki Afrykanką. Ma zdecydowanie ciemniejszą skórę od pozostałych lalek, wydatniejsze usta oraz szerszy nos, a żłobienia na jej głowie przypominają bardzo mocno skręcone loczki. Nie mamy żadnej lalki w typie europejskim z dwóch powodów: wystarczy, że pozostałe lalki dziewczynek są jasnowłose i jasnoskóre, a poza tym moim zdaniem lalki Europejki Miniland są najmniej urodziwe z całego zestawienia.
Lalki o różnym kolorze skóry są dobrym pretekstem do rozmów na temat różnic między ludźmi i tolerancji. Żyjemy w społeczeństwie, które z roku na rok robi się coraz bardziej zróżnicowane etnicznie, nasze dzieci bawią się na placach zabaw z małymi Chińczykami, Wietnamczykami i Hindusami, siedzą z nimi w szkolnych ławkach, widują je w sklepach czy u lekarza. To już nie jest abstrakcyjny, odległy temat, tylko tu i teraz naszych dzieci. Warto, by od najmłodszych lat umiały postrzegać odmienność w kategoriach bogactwa kulturowego a nie lęku przed obcością. Zabawa lalkami Miniland może być zalążkiem tworzącej się u dziecka tolerancji.
LALKI ANATOMICZNE
Ciała lalek Miniland pełne są zaskakujących szczegółów: fałdek na pulchnych rękach i nogach, wyraźnie zaznaczonych paznokci, dołeczków w podbródku i na pośladkach, sutków, pępków i linii papilarnych na stopach. Oraz narządów płciowych, dzięki którym lalki zyskały miano anatomicznych.
W większości przypadków pod lalczynymi majtkami jest po prostu gładki plastik – żadnych wypukłości, wgłębień, po prostu nic. Którędy w takim razie leci siusiu? Firma Miniland nie tabuizuje miejsc intymnych, dlatego lalki chłopcy i lalki dziewczynki mają odpowiednio penisy i waginy. Albo siusiaki i cipki, jak kto woli. Lalki z wyraźnie zaznaczonymi cechami płciowymi nie mają na celu wywołania oburzenia czy – jak uważają niektórzy sceptycy – rozbudzenia seksualności dzieci, one po prostu nie fałszują rzeczywistości. Nie są jednak z tego powodu obiektem szczególnej ekscytacji. Owszem, moje córki zaskoczeniem zareagowały na gołego chłopca, wykrzykując ze śmiechem: „Mamo, on ma siusiaka!”, ale bardzo szybko przeszły nad tym do porządku dziennego, bo w końcu chłopaki mają siusiaki, wielka mi rzecz.
NIE TYLKO DLA DZIEWCZYN
Lalki to zabawki, które kojarzą się z głównie z dziewczynkami. Ale gdybym miała syna, kupiłabym mu taką lalkę: czy to chłopca, czy dziewczynkę, w zależności od tego, co by wolał. Przecież każdy ojciec w dzieciństwie był małym chłopcem, więc skoro w dorosłym życiu zajmuje się dzieckiem, karmi je, przebiera, przewija, tuli, kąpie, wyprowadza na spacery, to dlaczego nie miałby się pobawić w tatusia jako kilkulatek? Chłopiec z lalką nie powinien nikogo szokować, bo w końcu opieka nad lalką do doskonały sposób, by odnaleźć w sobie ważliwość, delikatność i empatię, cechy tak potrzebne wszystkim rodzicom. Rola taty naprawdę jest nie do przecenienia!
KSIĄŻKI O CHŁOPCACH I ICH LALKACH
Ania Oka z bloga Zabawkator wielokrotnie powtarzała, że nie ma takich tematów, których nie można by przepracować z odpowiednią książką. Jeśli nadal nie jesteście przekonani, że chłopiec + lalka to połączenie, które nie tylko nie powinno wywoływać w nas zdziwienia, obaw czy kpin, lecz zasługuje wręcz na to, byśmy je świadomie inicjowali i wzmacniali, warto na ten temat poczytać. Na naszym rynku jest kilka pozycji poruszających tematykę chłopca bawiącego się lalkami, między innymi: „Lalka Lolka” Katarzyny Boguckiej (wyd. Ładne Halo), „Lalka Williama” Charlotte Zolotow (wyd. Czarna Owca) oraz moje ulubione: „Igor i lalki” Piji Lindenbaum i „Pospiesz się, Albercie” Gunilli Bergström (obydwie książki z wyd. Zakamarki).
O ile książka Igor i lalki w całości jest poświęcona chłopięcemu pragnieniu bawienia się również (bo przecież nie jedynie!) lalkami Barbie, o tyle w Pospiesz się, Albercie motyw zabawy lalką jest zaledwie jedną z wielu zarysowanych sytuacji i nie stanowi osi opowieści. Historia dotyczy bowiem codziennych porannych przygotowań do wyjścia z domu: Albert szykuje się do przedszkola, tata Alberta – do pracy. Tata woła chłopca na śniadanie, ale Albert, jak każdy kilkulatek, „tylko jeszcze” coś musi zrobić, zanim faktycznie dotrze do kuchni. Kiedy Albert się ubiera, dostrzega na krześle bluzkę swojej lalki, Lisy, więc postanawia zająć się szybko lalką, żeby nie przeleżała pół dnia goła. Potem Albert „tylko jeszcze” przyczepia odnalezione kółko od samochodu, „tylko jeszcze” przegląda nowy album ze zwierzętami, „tylko jeszcze” to i „tylko jeszcze” tamto, doprowadzając tatę do białej gorączki. Ot, typowy poranek z przedszkolakiem. Gunilla Bergström nie poświęca jednak żadnemu „tylko jeszcze” chłopca więcej uwagi niż innym, bo każde z nich jest tyle samo warte. W takim fragmentarycznym ujęciu fakt, że Albert ma lalkę, jest ledwie zauważalny, albo raczej rejestrowany mimochodem. Nie wyczuwamy przy tym żadnego zgrzytu czy niestosowności, nie zdążą nam się włączyć radary obyczajowe. Lalka funkcjonuje w chłopięcym pokoju na równi z samochodzikami, co zresztą doskonale widać na ilustracji. I kto wie, czy to właśnie nie takie teksty są najlepszymi nośnikami tolerancji – nie uwypuklają rzadko spotykanych zjawisk, nie komentują ich, nie stają więc w ich obronie, tylko po prostu pokazują jako coś zupełnie naturalnego.
To jak, drodzy rodzice, kupicie synkom lalkę? Czy zostaniecie jednak przy koparkach, piłkach i robotach, licząc na to, że dryg do dzieci jest wrodzony?
PS Albert w ogóle jest dobry na każdą okazję. Pisałyśmy o nim jeszcze tutaj.
Swietny tekst, pelen madrosci. I te lalki !!! Nie mialam i nich pojecia.
te lalki są piękne. my mamy dziewczynkę – murzynkę i chłopca – azjatę. moje córki dostały je na drugie urodziny. co ciekawe, nie zauważały różnic w kolorze skóry do chwili, kiedy kilka lat później w przedszkolu miały zajęcia o różnych rasach. wtedy dopiero, oglądając zdjęcie skośnookiego dziecka, jedna z nich stwierdziła: “on wygląda jak mój filipek!”
a albert to albert – fenomenalny 🙂 my uwielbiamy najbardziej “czy jesteś tchórzem, albercie?”
szukając ciekawych lalek o niebanalnych rysach
ale i przystępnej cenie – trafiłam tutaj – i tak,
mojemu synkowi kupiłabym lalki, bo sama wciąż
się nimi zajmuję, mając już więcej niż 4dekady 🙂
koledzy mej Córci często oglądają me lale, co daje
sposobność do odmitologizowania lalek jako takich,
ale też pokazuje, że nie ma tematów śmiesznych 🙂
ciekawa jestem tej murzyneczki!
Czy mogłabyś napisać gdzie kupiłaś pościel? Z góry dziękuję 🙂
A ja mam pytanie o kolory lalek. Na Twoich zdjęciach są one bardzo jasne jeśli chodzi o latynosków Hamona i Titi. Oglądając je na stronach różnych sklepów są one o wiele ciemniejsze.. chciałabym dla półtorarocznej córki kupić mini latynoskę ale jest chyba za ciemna.. jakie mają kolory rzeczywiste lalki rasy latynoskiej.
Weroniko, sprawdziłam, jak wyglądają lalki latynoskie na zdjęciach w sklepie. I rzeczywiście są pokazane jako trochę ciemniejsze niż w rzeczywistości. Gdybyś nie widziała obok siebie lalki latynoskiej i europejskiej, ta latynoska wydałaby się po prostu porządnie opaloną europejską 🙂
Twoj wpis jest bardzo bogaty w informacje. Mam tylko jedno pytanie czy dla dziecka w wieku 2 lata i 7 miesięcy kupić lalkę 38 cm czy tą mniejszą?
Marto, myślę, że każdy wybór będzie dobry. Dziecko dwuipółletnie nie powinno mieć raczej problemów z utrzymaniem w rękach większej lalki, pewnie też łatwiej by było manipulować większymi ubrankami. Z drugiej strony mniejsza lalka będzie lepiej podkreślała różnicę w wielkości dziecka i lalki, a w tej relacji dziecko ma być „rodzicem”. A może najpierw zacznij od małej lalki, a jeśli się sprawdzi, to za jakiś czas możesz dokupić jej „starsze rodzeństwo”. Może będziesz zaskoczona, ale moje córki mają teraz 8 i pół i 10 i pół roku i nadal bawią się tymi lalkami. Zmienił się tylko styl zabawy, bo teraz prowadzą przedszkole, są nauczycielkami, organizują lekcje w-fu dla lalek i pluszaków, ustalają im menu… Ale do rzeczy: te lalki są baaaardzo solidnie wykonane, po tylu latach nadal lekko pachną wanilią, mają nieinfantylne rysy, są naprawdę ponadczasowe. Nie zauważyłam, żeby córki na jakimkolwiek etapie życia wyraźnie faworyzowały jeden rozmiar lalek. Dziecko nie zna Twoich rozterek, nie wie, że jest wybór, będzie zadowolone z każdego prezentu 🙂
PS Odpisuję z niezalogowanego konta, ale to ja, autorka wpisu.