Odkąd sięgam pamięcią, zawsze chciałam mieć dwoje dzieci. Sama mam siostrę, dlatego rodzeństwo jest dla mnie czymś najbardziej naturalnym pod słońcem. Niezależnie od pory dnia, pogody czy stanu zdrowia zawsze miałam towarzystwo – czy tego chciałam, czy nie. I chociaż częściej darłyśmy z młodszą siostrą koty, niż bawiłyśmy w zgodzie, nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej zabraknąć w moich wspomnieniach z dzieciństwa. Dziś, kiedy patrzę na moje córki, wiem, że obydwie dostały od nas najlepszy prezent, jaki można w życiu otrzymać – rodzeństwo. Zuzię i Maję łączą nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim doświadczenia czterech wspólnie spędzonych lat. Starsza nie pamięta czasów, kiedy była sama, młodsza zawsze miała obok siebie starszą. Z tygodnia na tydzień, miesiąca na miesiąc i roku na rok siostry stają się sobie bliższe, mają coraz więcej wspólnych zainteresowań, sekretów i marzeń, a jedna za drugą skoczyłaby w ogień. Świadomość, że zawsze mogą na siebie liczyć, jest nie do przecenienia. I chociaż w piramidzie potrzeb Maslowa potrzeba miłości i przynależności, którą może zapewnić druga istota, znajduje się daleko za jedzeniem, powietrzem czy snem, a także poczuciem bezpieczeństwa, życie w pojedynkę jest zaledwie egzystencją. O cieniach samotności i blaskach towarzystwa w piękny sposób opowiada obrazami Dobrosława Rurańska w swojej książce Znajdka.

CIENIE SAMOTNOŚCI

Para wielkich, żółtych jak cytryny oczu odcina się od soczystej zieleni okładki. Czy to tytułowa znajdka? Ależ skąd, jaka z niej znajdka, skoro wcale się nie zgubiła! Przecież jest tutaj, wystarczy, że lekko rozchylimy liście i już widzimy małe, czarne stworzonko śpiące skulone na leśnym posłaniu. Ciiii, nie zbudźmy go! Może właśnie śni jakiś piękny sen? Wstaje nowy dzień, błękit nieba zapowiada piękną pogodę, małe, czarne stworzonko wyrusza na samotny spacer po gęstym lesie i przygląda się innym żyjątkom: jak wspólnie jedzą, bawią się i odpoczywają. Czarne stworzonko nie ustaje w wędrówce, ale z każdym kolejnym krokiem jest coraz bardziej zaskoczone i przygnębione – wydaje się, że wszyscy wokół mają towarzystwo, a tylko ono jest na tym świecie samo jak palec. Jego czerń i wygląd wyraźnie odcinają się od otoczenia – w zielonej, leśnej talii jest jak „czarny Piotruś”, jedyna karta bez pary.

BLASKI TOWARZYSTWA

Na łące leży złote jajo. Nikt się nim nie interesuje, nie strzeże go ani matka, ani ojciec, zwyczajnie sobie leży i czeka – na co? Czarne stworzonko z zaciekawieniem przygląda się własnemu obliczu odbitemu w lśniącej skorupie. Po raz pierwszy dostrzega kogoś takiego samego jak ono i od razu zaczyna się czuć pewniej. Na kolejnych kartach książki dobrze widać, jak zmienia się wyraz jego pyszczka: z poważnego, przygnębionego i smutnego w zaskoczone, rozbawione i zadowolone. Stworzonko zabiera jajo ze sobą i nie odstępuje go ani na krok, nawet w nocy. Nie ma nic milszego od towarzystwa, nawet jeśli kompan jest mało rozmowny. We dwoje można się tak dobrze bawić! Ale co to? Na skorupie pojawiają się pęknięcia! Czyżby szczęście miało być aż tak kruche? Jajo rozpada się na kawałeczki i wykluwa się z niego… no, czegoś podobnego czarne stworzonko nigdy wcześniej nie widziało! Oto jesteśmy świadkami podwójnych narodzin: tytułowej znajdki z jaja oraz… pięknej przyjaźni.

OBRAZ WART JEST WIĘCEJ NIŻ TYSIĄC SŁÓW

Historia opowiedziana przez Dobrosławę Rurańską jest bardzo uniwersalna: do pełni szczęścia potrzeby jest ktoś, z kim można to szczęście dzielić. W Znajdce nie pada ani jedno słowo, a jednak książka jest wyjątkowo treściwa – w emocje. Te emocje wypisane są na pyszczku małego, czarnego stworzonka, które odnajduje swoją drugą połówkę, kiedy zupełnie się tego nie spodziewało, i to w dodatku pod postacią… ale o tym sza! Koniecznie sprawdźcie sami. Bardzo się cieszę, że autorka podsunęła czarnemu stworzonku tajemnicze jajo, a nie drugie czarne stworzonko. Wiadomo, że w ramach jednego gatunku byłoby im raźniej już od samego pierwszego wejrzenia, ale przecież w życiu zdarzają się sytuacje, kiedy WNP (wielka, nieskończona przyjaźń) albo WNM (wielka, nieskończona miłość) rozkwitają wbrew logice i wszelkim oczekiwaniom, a pokrewna dusza może się skrywać pod zupełnie niepokrewną skórą. Piękna opowieść i piękny morał. Nic nie poradzę, że lubię szczęśliwe zakończenia, a Znajdka to klasyczna baśń z happy endem.

ZIELONO MI!

Znajdka to bez dwóch zdań jedna z najpiękniejszych i najbarwniejszych książek obrazkowych, jakie kiedykolwiek widziałam. Zieleń, która zdominowała kolorystykę opowieści, jest głęboka, soczysta i orzeźwiająca; pięknie kontrastuje z wielobarwnymi kwiatami, grzybami i owocami, a także małym, czarnym stworzonkiem, które wędruje po tym niezwykłym lesie w poszukiwaniu szczęścia. Dobrosława Rurańska odmalowała świat nietkniętej ręką człowieka przyrody w taki sposób, że nie pozostaje nic innego, jak tylko uznać, że właśnie tak wyglądał Eden.  

ZAMIAST ZAKOŃCZENIA

Jestem pewna, że czarne stworzonko i znajdka żyli razem długo i szczęśliwie, a kto wie, może nawet żyją nadal w… Waszym ogrodzie? Pod Waszym dachem? Czarne stworzonko może mieć rysy Waszych dzieci, a jego przyjaciel może do złudzenia przypominać to nowe dziecko z przedszkola lub podwórka, które pojawiło się ni stąd ni zowąd i zwracało na siebie uwagę odmiennym wyglądem… Bądźcie czujni, bo kolejny spektakl może się rozegrać na Waszych oczach, a szkoda by było go przegapić.

TYTUŁ: „Znajdka”
ILUSTRACJE: Dobrosława Rurańska
LICZBA STRON: 40
OPRAWA: twarda
FORMAT: 17,5 × 24,5 cm
WIEK: 3+
WYDAWNICTWO: TADAM
ROK WYDANIA: 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *