Dziecięcy świat w dużej mierze bazuje na eksperymentowaniu. Kilkulatki biorą na warsztat wszystko jak leci: zabawki, potrawy, odświętne ubrania i (chyba najchętniej) nerwy rodziców, co tych drugich przyprawia o zawrót głowy. Z wiekiem nieskrępowana odwaga ustępuje miejsca rozwadze, a głos rozsądku wybrzmiewa głośniej niż głos serca. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce coraz więcej dorosłych pielęgnuje w sobie spontaniczność, szczerość w okazywaniu emocji i radość z eksplorowania. Są też tacy, którzy wspomnianemu eksplorowaniu poświęcają się w całości, jak pan Kardan, bohater najnowszej książki Justyny Bednarek.

KARDAMON? KARDASHIAN? NIE! KARDAN.

Pan Waldemar Kardan to samotny, starszy pan, którego życiowym celem jest pobicie rekordu Guinessa. Kategoria nie ma tu najmniejszego znaczenia, liczy się sam rekord, dlatego pan Kardan próbował m.in. zbudować największy na świecie, ważący prawie dwadzieścia kilogramów tranzystor. Okazało się wówczas, że brakuje kategorii dla wynalazku pana Waldemara, a poza tym technologia zmierza w zupełnie innym kierunku – tranzystory przybierają coraz mniejsze rozmiary, nie odwrotnie. Pan Kardan podjął się także stworzenia najdłuższego wierszowanego listu do kosmitów. Napisał składający się z tysiąca dwustu sześćdziesięciu czterech zwrotek i mierzący sto szesnaście metrów dwunastozgłoskowiec. Wykaligrafował go i planował wystrzelić w przestrzeń kosmiczną za pomocą rekordowo dużej procy. Ale i tym razem nie udało mu się wskoczyć na podium – inny poeta przebił wynik pana Kardana o cztery metry (dacie wiarę?!). Pewne jest natomiast to, że gdyby istniała kategoria „naukowcy nie ustający w dążeniu do pobicia rekordu Guinessa”, zwycięzcą byłby właśnie pan Waldemar. Bo mimo pasma porażek nie załamuje się, ani nie użala nad swoim losem, tylko szuka, tworzy i eksperymentuje. Na przekór okolicznościom.

KARDAN TEAM

W codziennych doświadczeniach towarzystwa naukowcowi dotrzymują kot Młotek (przez prawdziwych właścicieli zwany Puszkiem) oraz mieszkający po sąsiedzku chłopiec, który – jak się okazuje – podziela pasję do majsterkowania i odkrywania świata. Michałek, bo tak mu na imię, z wypiekami na twarzy rozkłada różne przedmioty na części tylko po to, by zobaczyć, jak są zbudowane. W wolnych chwilach lubi też obserwować okolicę przez lornetkę. Pewnego dnia właśnie w ten sposób dostrzega, jak pan Kardan próbuje przerobić dwie dorodne kury na rosół. Dzięki interwencji chłopca kury rasy sussex dołączają do grona książkowych bohaterów jako Sherlock i Watson, dowodząc co krok swojej inteligencji i nadprzyrodzonych zdolności. 

U boku Michałka oraz z nieocenioną pomoc kur rasy sussex pan Kardan wprawia w ruch swoje opus magnum, czyli tytułowy vetustas. Nazwa wynalazku po łacinie oznacza ni mniej, ni więcej jak dawne, zamierzchłe czasy, które wyglądająca jak składowisko złomu machina naprawdę potrafiła odtwarzać. W jaki sposób i jakie były tego konsekwencje, tego wam nie zdradzę, ale gwarantuję, że podczas lektury nie raz uśmiechniecie się szczerze, a nawet… uronicie łzę wzruszenia.

VETUSTAS NA TROPIE DZIKOŚCI SERCA

Książka Justyny Bednarek, podobnie jak Pięć sprytnych kun (o których pisałyśmy TUTAJ), pełna jest kontrastów. Mamy tu zestawienie starości głównego bohatera z młodością Michałka, uczciwości i prawości pana Kardana z przebiegłością i zachłannością dewelopera czy spontaniczności dziecka z kalkulacją taty, który – skoro o kontrastach mowa – przed laty wyglądał i zachowywał się zupełnie inaczej: miał długie włosy i brodę, nosił skórzaną kurtkę i ciężkie buty pasujące idealnie do Harleya Davidsona. Ten dawny tata, przez przyjaciół zwany Dzikim, był równie głodny życia co Michałek. Też lubił rozkręcać i skręcać różne przedmioty, czerpał radość z prostych przyjemności, a nade wszystko uwielbiał podróżować. Swego czasu obiecał nawet żonie podróż motorem, ale rolą ojca przejął się tak mocno, że ze wszystkich zachowań uznawanych za lekkomyślne zrezygnował i skupił się na byciu odpowiedzialnym, poważnym i przewidującym. Ach, gdyby tak vetustas mógł przywrócić tacie pierwiastek Dzikiego… 

VETUSTAS W POGONI ZA MIŁOŚCIĄ

Nie sposób wymienić wszystkich opisanych przez autorkę wątków (zresztą nawet nie chciałabym tego robić, żeby nie odbierać wam przyjemności z lektury), ale można śmiało powiedzieć, że wspólnym mianownikiem wielu z nich jest miłość. Za miłością tęskni mieszkający dawniej w domu pana Kardana pan Kazimierz, który swoją szansę na szczęście u boku ukochanej stracił przez paraliżującą go nieśmiałość. Babcinej miłości zabrakło w dzieciństwie Błażejowi Bałamutowi, dlatego po latach jako nieczuły na ludzką krzywdę deweloper dopuszczał się oszustw i podstępów, by osiągnąć swój cel. Pan Kardan ogromną miłością darzył nieżyjącego od lat dziadka, którego dzięki vetustasowi mógł zobaczyć ponownie i z którym przez krótką chwilę mógł porozmawiać. 

— Dziadku, zawołał, tak cię strasznie kocham, a ciebie już tu nie ma! Co ja mam zrobić z całą tą miłością?

I wtedy dziadek podniósł głowę znad książki i popatrzył na wynalazcę swoim najcieplejszym wspomnieniem.

— Jak to co, Walduś?… — szepnął. — Rozdawaj! Na prawo i lewo! Ile wlezie! Im więcej, tym lepiej, do tego służy miłość! 

I chyba nie można by znaleźć lepszego podsumowania dla zastosowania vetustasu jak poszukiwanie miłości, wszak wspomnienia, do których wracamy najczęściej wiążą się właśnie z tym uczuciem. Babcine pierogi, gołąbki czy szarlotki nie byłyby tak udane, gdyby nie miłość, którą babcia darzy wnuczęta. Głośny śmiech podczas rodzinnego wypadu nad jezioro nie wybrzmiewałby tak głośno, gdyby nie obecność kochających rodziców i rodzeństwa. Wspomnienia młodzieńczych porywów serca nie byłyby tak żywe, gdyby nie siła (nierzadko platonicznego) zakochania, jakim obdarzyliśmy drugą osobę.

Z tęsknoty do pięknych chwil sprzed laty chciałabym choć raz stanąć obok pana Kardana i razem z nim uruchomić vetustas. Cofnęłabym się do chwil spędzonych u babci i dziadka na wsi, gdzie razem z bratem skoro świt karmiliśmy świnie, chodziliśmy do kurnika po świeże jajka i do woli bawiliśmy się z ogromnymi psiakami. Wsiadaliśmy na traktor dziadka i razem wyruszaliśmy na wykopki. Po powrocie pachnący słońcem biegliśmy do stołu i zajadaliśmy ogromne pajdy chleba z masłem i cukrem. Słodkie dzieciństwo – wróć choć na chwilę! 

TYTUŁ: „Pan Kardan i przygoda z vetustasem”
TEKST: Justyna Bednarek
ILUSTRACJE: Adam Pękalski
LICZBA STRON: 96
OPRAWA: twarda
FORMAT: 16,5 × 22 cm
WIEK: 5+
WYDAWNICTWO: Bajka

2 thoughts on “Książka z Sherlockiem – „Pan Kardan” Justyna Bednarek”

  1. Dziękuję, że tak trafnie odczytała Pani moje intencje. Chciałam napisać książkę o miłości dla małych chłopców. Czy się to udało? Czas pokaże, natomiast to co Pani napisała jest najbliższe temu, co czułam sama pisząc. Pozdrawiam!

  2. Pani Justyno,
    Jest mi niezmiernie miło, że trafiła Pani na ten tekst, a już tym bardziej, że okrasiła go Pani TAKIM komentarzem.
    Przesyłam serdeczne pozdrowienia,
    Marta

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *