Mój przyjaciel Stefan to jedna z najdziwniejszych książek dla dzieci, jakie kiedykolwiek czytałam. Nie sprawdzałam, ale przypuszczam, że większość recenzji tego tytułu zaczyna się właśnie w ten sposób. Historia puszczyka, który gra sowę w filmach przyrodniczych, wierci dziury pod sklepowe półki albo organizuje kursy latania dla ludzi jak najbardziej podpada pod kategorię dziwne przez cudaczne (d/c).
Książka Evy Lindström, mimo że ujęta w dość szerokie ramy czasowe (sygnalizowane przez zmieniające się na poszczególnych ilustracjach pory roku), jest zaledwie wycinkiem rzeczywistości, zlepkiem wydarzeń niepołączonych związkiem przyczynowo-skutkowym. Nicią zszywającą poszczególne sceny jest niecodzienna relacja kilkuletniej dziewczynki (bardziej dziesięcio- niż sześcioletniej) z puszczykiem: od przypadkowego spotkania pod sklepem poprzez mieszkanie pod jednym dachem (gdzie są w tym czasie rodzice dziewczynki?) aż do urwanego kontaktu, niespodziewanego odnowienia znajomości i tymczasowej stabilizacji („Stefan i ja wciąż się przyjaźnimy”).
Im więcej myślę o Moim przyjacielu Stefanie (a to jedna z tych książek, których wspomnienie pozostaje w pamięci na długo po skończonej lekturze), tym bardziej przypomina mi on filmową opowieść z nurtu kina niezależnego o luźnym związku dwojga ludzi, którzy dryfują po życiu niesieni prądem wydarzeń, na które nie mają bądź nie chcą mieć wpływu, i raz po raz na siebie wpadają, by za chwilę znów się od siebie oddalić. Film kończy się oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie, pozostawiając widza z uczuciem niedosytu i niedowierzania. Podobnie jest z Moim przyjacielem Stefanem – zakończenie historii wyjęte z kontekstu brzmi niemal metaforycznie, jednak w przypadku prozy Evy Lindström dwa plus dwa zawsze daje cztery. Konkluzja jest taka, że… nie ma żadnej konkluzji.
Czasami ćwiczę latanie. Coraz lepiej mi idzie. Wczoraj przeleciałam trzy i pół metra. Nisko, ale szybko i ze zgrabnym lądowaniem.
BEZ UPRZEDZEŃ
Moje córki połknęły tę książkę bez mrugnięcia okiem. A potem jeszcze raz i kolejny. Przyjaźń dziewczynki z puszczykiem oraz kolejne pomysły Stefana na życie nie wywołały ich zdziwienia, przenikanie się świata ludzkiego ze zwierzęcym wzięły za pewnik i dopiero pod koniec książki scena z latającą kobietą zbiła je nieco z pantałyku: „Mamo, jak ona mogła latać, skoro cały czas trzymała ręce wyprostowane?”. Dziecięca logika rządzi się innymi prawami niż dorosły ogląd świata. To, co nam wydaje się absurdalne i niemożliwe, nie budzi w dzieciach oporu, z kolei kiedy w grę wchodzą przytaczane przez nas racjonalne argumenty, milusińscy patrzą na nas, jak byśmy się urwali z choinki. Stefan idealnie mieści się w ramach ich świata, nieograniczonego żadnymi konwencjonalnymi regułami.
NIE SAMYM TEKSTEM…
Pisząc o Moim przyjacielu Stefanie, nie sposób chociaż nie wspomnieć o warstwie graficznej książki. Pastelowe ilustracje, które wyszły spod ręki autorki, Evy Lindström, dominują nad tekstem – jest ich dużo i uzupełniają narrację o wiele dodatkowych szczegółów. Na przykład takich, że Stefan – oprócz klementynek – ma słabość do kociej karmy (otwarte puszki z jedzeniem i leżące na ziemi pomarańczowe skórki znajdują się na prawie każdej rozkładówce) i śpi w pościeli z wzorem w szyszki. Dodatkowo przednia i tylna wyklejka ozdobione są motywem sosnowych igieł nawiązujących do domu rodzinnego Stefana.
Dla nieco starszych czytelników tej samej autorki: „Mats i Roj. Ktoś się wprowadza”, czyli dwanaście opowiadań o przygodach dwóch kolegów. Nie tylko dla chłopaków! Eva Lindström jak mało kto potrafi tak pisać o niczym (z punktu widzenia bohaterów są to jednak „same ważne sprawy”), że trudno się od jej książek oderwać. To jest komplement – żeby nie było!
Bardzo się cieszę, że raz na jakiś czas przydarzają nam się takie tytuły jak Mój przyjaciel Stefan – książki bez dydaktycznego zadęcia, ba, nawet bez większego sensu, właściwie niemożliwe do zinterpretowania przez dorosłego, ale za to w 100% przystające do dziecięcego sposobu pojmowania świata. Książki stworzone dla przyjemności czytania.
TYTUŁ: „Mój przyjaciel Stefan”
TEKST: Eva Lindström
TŁUMACZENIE: Marta Wallin
ILUSTRACJE: Eva Lindström
LICZBA STRON: 28
OPRAWA: twarda
FORMAT: 22,5 × 22,5 cm
WIEK: 3+
WYDAWNICTWO: Zakamarki
ROK WYDANIA: 2017