Słońce nie zdążyło jeszcze osuszyć porannej rosy, a my z siostrą już wybiegałyśmy z domu. W każde wakacje miałyśmy tyle do zrobienia, że w biegu dopijałyśmy kakao, dojadałyśmy kanapki i już nas nie było. Poranny obchód zaczynał się w przydomowym ogrodzie, potem zaglądałyśmy do psa, który miał swoją budę w rogu podwórka, sprawdzałyśmy, czy ślimakom w piaskownicy niczego nie brakuje, a kiedy miałyśmy pewność, że nasi koledzy z sąsiedztwa są już po śniadaniu, wsiadałyśmy na rowery i ile sił w nogach pedałowałyśmy w ich stronę. Spędzaliśmy w czwórkę całe dnie, jedynie na obiady wracaliśmy do swoich domów. Włóczyliśmy się po okolicy na nogach albo ścigaliśmy na rowerach. Chowaliśmy po kieszeniach znalezione na dworze skarby: kamyki, kapsle i ptasie pióra, bawiliśmy się w Indian, policjantów i złodziei oraz dom, lepiliśmy błotne kotlety, robiliśmy gołąbki z kamieni zawijanych w liście babki, budowaliśmy ogromne zamki z piasku. Niewiele nam było trzeba, by dobrze się bawić: własne towarzystwo i wyobraźnia. Zabawa była naszym chlebem powszednim, posmarowanym masłem i posypanym cukrem. Po całym dniu harców na świeżym powietrzu z trudem zmywaliśmy z siebie piach, ziemię i ślady po trawie, by następnego dnia zdobywać kolejne siniaki, zadrapania i letnią opaleniznę. I chociaż od tamtego czasu minęło już ponad dwadzieścia lat, moje wspomnienia z dzieciństwa – uwiecznione na zaledwie garstce zdjęć, kiedy akurat wpadałyśmy z siostrą w orbitę rodziców – są żywsze niż kiedykolwiek. Powróciły do mnie po lekturze Duszana, powieści dla młodych czytelników debiutującej pisarki Antoniny Todorović, której na kilkudziesięciu stronach udało się uchwycić magię dzieciństwa w stylu unplugged. Mojego dzieciństwa.

WAKACJE NA KOŃCU ŚWIATA

Duszan i jego młodszy brat Janko mają spędzić wakacje u babci na wsi. Stara, pachnąca ziołami leśniczówka na końcu świata początkowo wprawia chłopców w zdziwienie: nie potrafią sobie znaleźć miejsca w domu opanowanym przez zwierzęta, w dodatku czują się niepewnie pod opieką babci, na której temat rodzice do tej pory tajemniczo milczeli. W pobliżu nie ma żadnych innych dzieci ani atrakcji, a wakacje dopiero się rozpoczęły. Czy można trafić gorzej? Wkrótce okazuje się, że babcia rozumie język zwierząt, zawsze znajduje czas na rozmowę z wnukami i nie namawia do jedzenia, kiedy nie ma się na to ochoty. Wakacje w głuszy nabierają jeszcze więcej smaku, kiedy chłopcy własnoręcznie budują szałas z drewna, słomy i gliny, ujeżdżają osiołka i odnajdują krystalicznie czyste jezioro, które wspaniale chłodzi w gorące dni. Czy można trafić lepiej? Wakacyjną sielankę przerywa jednak wypadek, który staje się punktem zwrotnym w relacjach braci, a także rodziców i babci.

„Panował tam niewypowiedziany chaos: babcia miała zawsze stos naczyń do umycia, na piecu siedziała ruda kura w gnieździe zrobionym z garnka do zupy, w zlewie pływały dwie złote rybki (…) duże pnie drzew służące jako stołki do siedzenia (…) były zajęte przez koty”.

DWA ŚWIATY

Autorka przez kilkadziesiąt stron powieści konsekwentnie buduje opozycję między miastem a wsią oraz między rodzicami a babcią. Po jednej stronie stawia anonimowość i samotność wielkiego miasta, wszechogarniający brak czasu oraz zorganizowaną przestrzeń uregulowaną mnóstwem zasad, których nieprzestrzeganie wiąże się z przykrymi konsekwencjami, i przeciwstawia ją chaotycznemu domkowi babci w środku lasu, gdzie kury zakładają gniazda w garnkach, złote rybki pływają w zlewie, a każdy kąt emanuje dobrą energią jego właścicielki.

Rodzice chłopców trzymają ich pod kloszem i stawiają dużo wymagań, sami dając w zamian bardzo niewiele – nie mają czasu na rozmowy, skrywają przed synami rodzinne tajemnice, są zbyt poważni i zbyt zajęci pracą, żeby się z nimi bawić. Natomiast babcia słucha chłopców, nie ogranicza ich swobody nakazami i zakazami. Z przerażeniem obserwuje, że Duszan i Janko są lękliwi i nie wykazują inicjatywy, dlatego krok po kroku pomaga im odbudowywać, czy raczej budować poczucie własnej wartości i sprawczości. Dopiero w starej leśniczówce bracia zaczynają odkrywać, co to znaczy być sobą, a nie jedynie ślepo wypełniać kolejne punkty misji „życie”, którą rodzice rozpisali szczegółowo na najbliższych dziesięć lat.

„– Ta rozmowa nie ma sensu, zabieram chłopców do domu i uważam, że byłoby dla nich lepiej, gdyby więcej tu nie przyjeżdżali. Masz na nich bardzo zły wpływ”.

NIEZWYKŁA MOC LATA

Z wakacji u babci chłopcy wracają bogatsi nie tylko o odciski na rękach, siniaki na nogach i złotą opaleniznę, ale przede wszystkim bardziej otwarci, odważniejsi i świadomi, że mogą i potrafią zmieniać świat wedle własnych upodobań. Duszan wykazał się niezwykłą odwagą, uświadomił sobie, jak wiele łączy go z bratem, odnalazł swoje marzenie, odkrył też w sobie niezwykły talent artystyczny i przestał bać się porażki. Wystarczyło jedno lato, by zahukane pisklaki rozwinęły skrzydła i nauczyły się latać. Ale zmiany dotknęły nie tylko chłopców: babcia na nowo poczuła się szczęśliwa i potrzebna, a dzięki chłopcom przypomniała sobie własne dziecięce lata, pan Śmiejko, który od lat żył na obrzeżach społeczeństwa, wychylił się ze swojej samotni i odnalazł radość życia, a matka Duszana i Janka zaczęła odbudowywać swoje relacje z mamą. 

„Pokazałem mu każdy zakątek głębiny. Pływaliśmy bardzo długo, zapomniawszy o mijającym czasie”.
„Nagle drzwi się otworzyły i z domku wynurzył się wysoki brodacz z długimi włosami, w zielonej kurtce, wyglądający zupełnie jak człowiek lasu”.
„Najpierw pokazał nam swój domek w środku. Zrobił go zupełnie sam, z drewna, słomy i gliny”.

WSPÓŁCZESNA BAŚŃ

Pełny tytuł książki Antoniny Todorović brzmi Duszan. Przygody prawie prawdziwe. Choć autorka dość mocno osadziła swoją opowieść w realiach, nad kartami książki unosi się baśniowa atmosfera. Chłopcy spędzają wakacje w leśniczówce, korzystając z uroków lasu, wody i słońca, ale z czasem w ich zabawy zaczyna się wkradać pierwiastek magiczny. Tajemnicza wypowiedź babci skierowana do Duszana: „musisz najpierw oswoić wilka, odnaleźć marzenia, wskoczyć w ogień, zgubić się i znaleźć”, początkowo wywołuje w chłopcu niedowierzanie i konsternację, jednak z czasem staje się oczywiste, że babcia przewidziała rozwój wakacyjnych wydarzeń. Jej słowa zapoczątkowały serię niezwykłych wydarzeń, dzięki którym chłopcy nie tylko spotkali mówiące zwierzęta, ale również odnaleźli portal do równoległego świata marzeń i fantazji. 

„Coraz częściej na moich pracach pojawiał się wilk”.
„Był ogromny jak dom, jak dwa domy albo nawet jak trzy”.

ILUSTRACJE Z DUSZĄ

Dorota Wojciechowska to współczesna polska ilustratorka o bardzo charakterystycznej kresce. Jej znakiem rozpoznawczym są pyzate twarze z wyraźnie zaznaczonymi policzkami oraz miękko układające się pukle włosów – zupełnie jak aniołki Rafaela z barokowych obrazów, chociaż – jak podkreśla w rozmowie z „Dżinem z tomikiem” – nie stylizuje rysunku na konkretną epokę. Inspirację czerpie z Tove Jansson, a w ostatnim czasie pozostaje pod dużym wrażeniem komiksów Karola Kalinowskiego (twórcy Łaumy czy Kościska). Dorota Wojciechowska tworzy swoje ilustracje techniką mieszaną: rysuje tuszem, a następnie składa wszystko w programie. 

fot. Dorota Wojciechowska
fot. Dorota Wojciechowska

Ilustratorka wychowała się w jednym domu z babcią, mieszkała pod lasem, co w jakiś sposób znalazło odzwierciedlenie w jej twórczości. Praca nad Duszanem była dla niej wielką przyjemnością, bo momentami miała wrażenie, że ilustruje wspomnienia z własnego dzieciństwa. Gama kolorystyczna w Duszanie jest mocno zawężona, co wynika z faktu, że rysunek jest bardzo szczegółowy i dominujący w ilustracji; poza tym niewielka liczba barw pomaga nadać książce jednolity klimat. Żółć, zieleń i błękit w zupełności wystarczyły, by namalować zarówno słońce, las i jezioro, jak i postać babci, człowieka z lasu czy… złote rybki. 

Dorota Wojciechowska przeniosła elementy graficzne również na strony z tekstem, spójne z klimatem ilustracji, ale na tyle delikatne, aby nie rozpraszały uwagi młodego czytelnika. Pomysł z dębowym ornamentem, który mnie przywodzi na myśl ozdobniki z pamiętników, zaczerpnęła – jak sama zdradza – ze starych zbiorów baśni z dzieciństwa. Trudno o lepszą inspirację, tym bardziej, że Duszan jest piękną współczesną baśnią. 

Przednią i tylną wyklejkę opanowały gałęzie dębu.
Niektóre strony ozdobione są ornamentem z liści dębowych i żołędzi.

ANTONINA TODOROVIĆ W ROZMOWIE Z DŻINEM Z TOMIKIEM

 

Dzień dobry, pani Antonino! Po przeczytaniu Duszana szukałam informacji na pani temat, ale – jak rzadko kiedy – internet nie przyszedł mi z pomocą. Zdołałam tylko ustalić, że tworzy pani piękne szmaciane lalki i jest zwyciężczynią konkursu „Wielokropek 2016” na książkę dla dzieci w wieku od 4 do 10 lat. Serdecznie gratuluję sukcesu! Czy po tak udanym debiucie myśli już pani o kolejnej książce czy to była raczej jednorazowa przygoda?

Antonina Todorović: Dziękuję. Napisałam tę książkę dla mojego starszego syna Duszana, kiedy zdiagnozowano u niego podstępna chorobę i początkowo nie myślałam o publikacji. Przyjaciółka wysłała mi wiadomość o konkursie „Wielokropek” wydawnictwa TADAM i szczerze nie spodziewałam się wielkich sukcesów, pisałam z myślą o moich dzieciach. Muszę jednak przyznać, że pisanie to wspaniała przygoda, która wciąga bez reszty i… niedawno zakończyłam kolejne opowiadanie, tym razem o dziewczynce, której wyobraźnia przestaje mieścić się w ramach tradycyjnej szkoły i codziennej rzeczywistości, więc wyrusza do Szkoły Najwyższej Wyobraźni, gdzie dzieją się niesamowite rzeczy…

Duszan to imię pochodzenia słowiańskiego rzadko spotykane w Polsce. Prawdę mówiąc, zanim przeczytałam książkę, w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z jego istnienia, tymczasem w naszym kalendarzu pojawia się aż dwukrotnie! Janko kojarzy nam się swojsko z Jankiem Muzykantem, ale nie jest to oficjalne polskie imię – chociaż jako zdrobnienie od imienia Jan ma się całkiem dobrze.  Pani z kolei nosi serbskie nazwisko. Czy te puzzle jakoś się łączą?

– Tak, te puzzle łączą się, a trop rzeczywiście prowadzi do Serbii, skąd pochodzi mój mąż. Duszan to imię pochodzenia słowiańskiego, które jest w tym kraju dość popularne, nosił je car Duszan Silny, największy serbski monarcha, za którego panowania ten niewielki dzisiaj kraj w XIV wieku był mocarstwem przeżywającym apogeum swojej świetności, jednocząc Bałkany aż po Grecję. Ale ja polubiłam to imię przede wszystkim ze względu na etymologię słowa, świat duchowy pociągał mnie zawsze najbardziej. Janko to imię mojego młodszego syna, więc bohaterowie mojej książki to chłopcy z krwi i kości, choć w rzeczywistości trochę od nich młodsi.

Osadziła pani historię Duszana i Janka w na pozór bardzo konkretnej rzeczywistości – w starej leśniczówce u babci w Zalesiu. Po krótkich poszukiwaniach okazało się, że nazwa Zalesie jest dziewiątą według liczności wystąpień nazwą miejscowości w Polsce, nosi ją prawie 200 wsi, miasteczek czy osad, więc tak naprawdę wakacyjna przygoda braci mogła zdarzyć się gdziekolwiek. Czy przy opisie miejsca akcji czerpała pani inspirację z własnego dzieciństwa i własnych wakacji u dziadków? A może to wymarzona wizja najlepszych wakacji dzieciństwa?

– Leśniczówka to wymarzona wizja wakacji dzieciństwa dla każdego dziecka, tak samo jak wieś… Choć dzisiaj prawdziwej wsi jest już naprawdę niewiele, w bardzo szybkim tempie przeszły ogromną transformację i podobnie jak w Niemczech czy innych krajach są skupiskiem bogatych, którzy pracują w miastach, a wieczorem wracają do wypieszczonych domków z ogródkiem i równo przystrzyżonym trawnikiem. Moim dzieciństwem jest leśniczówka oddalona od cywilizacji, w takich miejscach wyobraźnia i wrażliwość rozwija się najlepiej, nie ma gotowych rozwiązań, dzieciaków jest niewiele, słaby nadzór rodziców i głowy pełne pomysłów…

W książce pojawia się kilka „trudniejszych” motywów, które kotwiczą tę nowoczesną baśń w rzeczywistości. Aluzje dotyczące przeszłości dodały głębi psychologicznej bohaterom i zagęściły nieco atmosferę powieści, jednak wyczekiwana przeze mnie finalna scena, w której nastąpiłoby wyjaśnienie wszystkich zadzierzgniętych wcześniej wątków, nie nastąpiła. Nadal nie wiadomo, dlaczego Duszan przebywał we wczesnym dzieciństwie w szpitalu i co tak naprawdę wywołało u niego koszmary, nie wiemy, z jakiego powodu chłopiec cierpi na zaburzenia odżywiania ani jakie wydarzenie z przeszłości miało wpływ na pogorszenie relacji między matką chłopców a ich babcią. 

– Hm, dobrze że jednak nie wszystko jest takie jednoznaczne. Przeżycia bohatera ze szpitala, a właściwie jego niewiedza o tych wydarzeniach, miały na celu zwrócić uwagę na to, że rodzice często nie poruszają takich tematów z dziećmi, a trauma jest niesiona nadal i uzewnętrznia się w różnych formach jak koszmary senne czy strach. Natomiast „zaburzenia odżywiania” to tak naprawdę w tym wypadku wymysł rodziców bohatera. Dzieci są różne tak samo jak bracia, jeden jest szczupły z natury, drugi lubi podjadać. Babcia stosuje metodę „Jak zgłodnieje, to samo przyjdzie”, która odwraca uwagę dziecka od obowiązku jedzenia o ściśle określonym czasie i ta metoda działa, zwłaszcza jeśli przebywa się na świeżym powietrzu i w ciągłym ruchu.

Moja sześcioletnia córka jest zachwycona Duszanem. Urzekła ją obecność tak wielu zwierząt w opowieści, ale przede wszystkim fakt, że główny bohater nauczył się z nimi rozmawiać. Bezbłędnie odnajdywała w tekście kolejne etapy zadania, które postawiła przed Duszanem babcia i aż do ostatniej strony odginała kolejne palce – pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. „Mamo, udało mu się!”, odetchnęła w końcu z ulgą i zapytała, kiedy znowu przeczytam jej Duszana.

– To wspaniałe! Dziewczynka bardzo inteligentnie podeszła do lektury. Nie wszystkie dzieci zauważają kluczowe znaczenie słów babci:  „(…) oswoić wilka, odnaleźć marzenia, wskoczyć w ogień, zgubić się i odnaleźć”, które stanowią główną oś opowiadania. Nagrodą jest rozmowa z niedźwiedziem, który nie tyle rozwiązuje zagmatwaną sytuację, co dodaje odwagi i wiary, że można to zrobić samemu. Przekazuje MOC. Zwierzęta działają terapeutycznie, to nie jest żadna tajemnica i szczerze myślę, że słuchają i rozwiązują nie tylko dziecięce problemy.

Na koniec chciałabym jeszcze zapytać, czy miała pani wpływ na wybór ilustratora? Muszę przyznać, że oprawa graficzna, którą zaproponowała Dorota Wojciechowska, od razu skradła moje serce. Jedyne kolory, których użyła obok czerni, czyli zieleń i miodowa żółć, podkreślają to, co jest w tej opowieści najważniejsze – las i ciepło bijące od babci. Kolorystyczny minimalizm tych ilustracji wspaniale koresponduje z bogactwem kresek i zawijasów, tak charakterystycznych dla stylu ilustratorki. Jestem ciekawa, czy tak wyobrażała sobie pani babcię, pana Śmiejkę i chłopców.

– Nie miałam żadnego wpływu na wybór ilustratora, tym zajęła się redakcja, ale uważam, że spisała się świetnie. Wszystkie te osoby mają swoje pierwowzory, Śmiejko i babcia również. Wyglądają inaczej niż ich odpowiedniki w rzeczywistości, ale przecież nie o to chodzi. Ilustratorka z wyczuciem pokazała ich duchową naturę. Babcia jest okrągła, ponieważ tak kojarzą nam się osoby ciepłe i spokojne. Śmiejko jest tajemniczym, silnym człowiekiem i to właśnie widać na ilustracjach z brodaczem o srogich rysach twarzy, więc wszystko gra.

Bardzo dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za kolejne pani projekty.  

LEKTURA NIE TYLKO NA WAKACJE

Z racji swojej wiejskiej, letniej scenerii Duszan wspaniale nadaje się na wakacyjną lekturę, ale poruszane w nim tematy – czyli odkrywanie własnej tożsamości czy realizacja marzeń – są aktualne o każdej porze roku. Jeśli nie uda się go Wam przeczytać w cieniu starego kasztanowca tuż za żółtą leśniczówką, w której pomieszkują wilki, kozy i kocury, to i tak sugestywne ilustracje Doroty Wojciechowskiej przeniosą Was w ten sielski klimat. To naprawdę niezwykła, pełna uroku książka, którą Wasze dzieci pokochają!

TYTUŁ: „Duszan”
TEKST: Antonina Todorović
ILUSTRACJE: Dorota Wojciechowska
LICZBA STRON: 68
OPRAWA: twarda
FORMAT: 17 × 21,5 cm
WIEK: 4+
WYDAWNICTWO: TADAM
ROK WYDANIA: 2017

One thought on “Książka z Kapsuły Czasu – „Duszan. Przygody prawie prawdziwe” Antonina Todorović + wywiad z autorką”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *