Czytanie cudzych listów – nawet za wiedzą i zgodą ich autorów lub spadkobierców – zawsze wywołuje we mnie dreszcz ekscytacji. Zdaję sobie sprawę, że w prywatnej korespondencji, podobnie jak w przypadku dziennika czy pamiętnika, dochodzi do głosu samocenzura i kreacja autorska, a jednak i tak mam wrażenie, jakbym naruszała granice czyjejś intymności, podglądała w chwilach samotności, podsłuchiwała myśli, zaglądała w marzenia. Z ciekawością zanurzyłam się w lekturze listów Astrid Lindgren i Louise Hartung, które podróżowały między Szwecją a Niemcami przez 11 lat. Ja także żyłam! Korespondencja to niezwykła okazja, by poznać autorkę Pippi Pończoszanki, Dzieci z Bullerbyn czy Mio, mój Mio z zupełnie innej strony. Czasem naprawdę zaskakującej.
Astrid Lindgren przyjechała do Berlina w październiku 1953 roku na oficjalne zaproszenie Louise Hartung, niestrudzonej propagatorki literatury wśród pokiereszowanej po wojennych doświadczeniach młodzieży i dzieci. Podczas spotkania z księgarzami i bibliotekarzami odczytywano po niemiecku fragmenty powieści Astrid Lindgren, a sama pisarka zatrzymała się na dwa dni w mieszkaniu Louise. Niewielka różnica wieku, wspólne zainteresowania oraz niebywała inteligencja obydwu kobiet sprawiły, że zawodowa relacja wkrótce przekształciła się w zażyłość i przyjaźń, która trwała wiele lat, aż do śmieci Louise w 1964 roku. Świadectwem tego fascynującego związku jest ponad 600 listów, które Astrid i Lousie wymieniły między sobą na przestrzeni 11 lat. Początkowo dość oficjalne i zachowawcze („Kochana, droga, przemiła Pani Hartung!” i „Najdroższa Pani Lindgren”) szybko zmieniły charakter („Louisechen” i „Moja droga dziewczynko” czy „Astrid – konieczna do życia – niezbędna […] śniłaś mi się dzisiejszej nocy”) i i przybrały na intensywności. Poruszane w nich tematy były bardzo różnorodne: od niekończących się podziękowań (za opiekę i towarzystwo podczas spotkania w Berlinie, podarunki czy uwagi do maszynopisów pisarki) przez próby ustalenia kolejnych terminów spotkań na żywo aż do opisu codziennych, rodzinnych spraw. W pewnym momencie listy Louise zaczęły się robić coraz bardziej – bo ja wiem? – osaczające i zaborcze. Nie byłam pewna, czy dobrze interpretuję postawę Louise, ale kiedy Astrid jednoznacznie dała jej do zrozumienia, że nie interesują jej relacje biseksualne, wszystko stało się jasne. Po ponownym ustaleniu reguł znajomości korespondencja między kobietami nadal kwitła, a Louise nie przestała słać Astrid kwiatów ze swojego ogrodu, buteleczek z perfumami czy innych prezencików, które niezmiennie zawstydzały i krępowały przyjaciółkę.
O ile biografia Astrid jest powszechnie znana, o tyle o życiu Louise Hartung wiemy dużo mniej. Dwa lata starsza od Astrid, Louise od dzieciństwa przejawiła uzdolnienia muzyczne, a dzięki pięknemu głosowi zyskała sławę śpiewaczki: zarówno operowej, jak i kabaretowej. Po wojnie w wyniku niesprzyjającej polityce kulturalnej pracowała jako wolny strzelec, zawsze przeciwstawiając się nazizmowi. W końcu sama wkroczyła z przytupem do świata polityki, żeby odbudowywać życie artystyczne Berlina. Zarządzała wszystkimi placówkami kulturalnymi i sportowymi na terenie miasta, ale przede wszystkim pracowała z dziećmi i młodzieżą powojenną, krzewiąc wśród nich znajomość dobrej literatury, między innymi powieści Astrid Lindgren.
Jeśli jesteście ciekawi życia Astrid opisywanego z jej perspektywy, obszerny zbiór listów (ponad 500 stron!) sprawi Wam niebywałą przyjemność. To idealna lektura na długie jesienno-zimowe wieczory, dzięki której… jeszcze bardziej docenicie możliwość bezpośredniego kontaktowania się z najbliższymi: przez telefon, komunikatory internetowe albo za pośrednictwem maili, dla których odległość nie gra żadnej roli.
TYTUŁ: Ja także żyłam! Korespondencja
TEKST: Astrid Lindgren, Louise Hartung
TŁUMACZENIE: Elżbieta Kaźmierczak, Anna Węgleńska
LICZBA STRON: 576
OPRAWA: miękka
FORMAT: 13,5 × 20,5 cm
WIEK: 18+
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia
ROK WYDANIA: 2018