W drugim przeglądzie książek Pii Lindenbaum dla przedszkolaków poznacie kolegów i koleżanki Nusi: Igora, który nosił w plecaku Barbie, Filipa, którego mama zmieniła się w smoczycę, Zlatankę, która nie chciała się z nikim dzielić swoim wujkiem, Sonię, która nie mogła zasnąć u koleżanki, Tolę, która myślała, że woli się bawić sama, Doris, która wyszła z siebie, a potem wróciła, i grupkę maluchów z piaskownicy. Proste i krótkie historie niosą dużo więcej treści, niżby to wynikało z samego tekstu, a Pija Lindenbaum po raz kolejny w mistrzowski sposób rozprawia się ze stereotypami i opowiada o świecie dzieci z ich perspektywy.

Igor i lalki
W książce Igor i lalki Pija Lindenbaum bierze na tapet genderyzację zabawek, czyli przekonanie, że niektóre zabawki są dla dziewczyn, a inne dla chłopców. Tytułowy Igor świetnie gra w piłkę nożną (prawdopodobnie to zasługa taty, dla którego sport jest bardzo ważny w codziennym życiu), ale ma również inne zainteresowania. W przedszkolu ciągnie go do koleżanek, które bawią się lalkami. Któregoś dnia pakuje do plecaka Barbie i postanawia do nich dołączyć. Początkowo dziewczynki są nieufne w stosunku do kogoś, kto nazwał swoją lalkę Barbie („No coś ty, nie może się tak nazywać – mówi Paula”), ale kiedy dopuszczają Igora do wspólnej zabawy, okazuje się, że chłopiec ma naprawdę ciekawe i zaskakujące pomysły. Igor doskonale bawi się z dziewczynami do czasu, kiedy jego koledzy nakrywają go w przebraniu księżniczki… Wtedy ma ochotę zapaść się pod ziemię, bo czuje, że robi coś niewłaściwego. Ku jego zdziwieniu koledzy nie tylko nie rzucają pod jego adresem złośliwych uwag, ale sami zaglądają z ciekawością do skrzyni z sukniami. A po tańcach wszyscy wychodzą na dwór i wspólnie grają w piłkę – w strojach księżniczek, rzecz jasna! Ta ostatnia scena wyraźnie odzwierciedla przekonanie Pii Lindenbaum, że dwa pozornie odrębne światy chłopców i dziewczynek wzajemnie się przenikają, przynosząc radość ze wspólnej zabawy obydwu stronom, a zabawki są tylko zabawkami i służą do zabawy, a nie programowania przyszłych mężczyzn i kobiet.




Filip i mama, która zapomniała
W książce Filip i mama, która zapomniała Pija Lindenbaum odmalowuje portret matki, która – przytłoczona codziennymi obowiązkami – któregoś dnia budzi się nie w formie. A dokładniej rzecz ujmując, nie w swojej formie, tylko pod postacią smoka: z długim ogonem, paszczą i różową skórą. Na domiar złego zupełnie nie pamięta, jak się przygotowuje śniadanie, co się robi w pracy i jak się zajmuje dzieckiem. Początkowo Filip korzysta z niedyspozycji mamy, ale szybko zdaje sobie sprawę, że mamie potrzebna jest fachowa pomoc, najlepiej w szpitalu. Krótki spacer przez miasto zamienia się w pełną przygód i niebezpieczną wyprawę (włącznie z zianiem ogniem w parku), ale na miejscu okazuje się, że nie ma lekarstwa na smoki. Załamany chłopiec w drodze powrotnej do domu wstępuje do babci i dopiero tam na chwilę może zrzucić ze swoich barek ciężar odpowiedzialności za siebie i własną mamę. Babcia pociesza chłopca, mówiąc, że „na pewno jej przejdzie za kilka dni”. Rzeczywiście, następnego dnia mama budzi się w swojej zwykłej postaci, ale i tak dzwoni do pracy, żeby powiedzieć, że nie przyjdzie, bo chce zabrać syna na wycieczkę. Filip i mama, która zapomniała to jedna z nielicznych książek dla dzieci, które poruszają problem wyczerpania rodzica i jego tymczasowej niezdolności do zajmowania się dzieckiem i domem. Nikt nie jest w stanie funkcjonować przez cały czas na najwyższych obrotach, panować nad domowym i zawodowym grafikiem, a przy tym perfekcyjnie wyglądać. Załamanie przychodzi nagle i niespodziewanie i może nieźle zamieszać w życiu całej rodziny. Dlatego jeśli to tylko możliwe warto od czasu do czasu wrzucić na luz i dać się sobą zaopiekować. Mamie Filipa wystarczyło jedno popołudnie spędzone pod kocem w zaciszu babcinego mieszkania.




Zlatanka i ukochany wujek
To pierwsza z dwóch książek Pii Lindenbaum, w której pojawia się wątek związków osób tej samej płci, jednak w odróżnieniu od Doris ma dość, gdzie ta informacja jest podana mimochodem i nie ma żadnego znaczenia dla przebiegu akcji, w Zlatance i ukochanym wujku partner wujka odgrywa znaczącą rolę. Ale po kolei. Toni, inaczej niż jego trzej bracia, którzy codziennie wędrują do biura w wyprasowanych koszulach i porządnie zawiązanych krawatach, wiedzie urozmaicone i kolorowe (wystarczy popatrzeć na jego fantazyjne ubrania) życie, które fascynuje Zlatankę. Ukochany wujek przywozi jej dziwne pamiątki z podróży, zabiera ją do opery albo bawi się z nią w śmierć. Po prostu ideał! Sielanka kończy się, kiedy Zlatanka odkrywa, że nie tylko ona lubi Toniego i że nie tylko z nią Toni spędza swój wolny czas… Cały ten Stef jest do niczego: począwszy od imienia przez fryzurę aż do upodobań smakowych (jak można woleć chipsy serowe od cebulowych?!), w dodatku nie potrafi się dopasować do wypracowanych przez Zlatankę i Toniego rytuałów. Jednak z jakiegoś powodu Toni nie przestaje organizować wspólnych spotkań. Wkrótce Zlatanka i Stef mają okazję spędzić ze sobą trochę czasu sam na sam. Czy uda im się w końcu dogadać?
Zlatanka i ukochany wujek to przede wszystkim książka o zazdrości i dziecięcej zaborczości, a dopiero w drugiej kolejności o relacjach między dwoma mężczyznami. Zlatanka ma żal do wujka i nie potrafi zaakceptować faktu, że Toni chce się spotykać w wolnym czasie z innymi ludźmi. Jest negatywnie nastawiona do Stefa i wyraźnie daje do zrozumienia, że jego obecność jest zbędna. Co robi wujek? Zamiast prowadzić kampanię na rzecz przyjaciela i przekonywać do niego Zlatankę, pozwala jej wyrażać swoje uczucia.




Sonia śpi gdzie indziej
Sonia po raz pierwszy nocuje u swojej koleżanki Celestyny. Nastawia się na dobrą zabawę, ale kiedy za tatą, który ją przyprowadził, zatrzaskują się drzwi, zaczynają ją ogarniać wątpliwości. Koleżanka wcale nie jest taka miła, jak się wydawało, a duży, obcy dom budzi w niej niepokój. Sonia długo nie może zasnąć, bo czuje się nieswojo pośród obcych zapachów i odgłosów. Po cichu wysuwa się spod kołdry i wyrusza na samotną wędrówkę po niekończących się korytarzach. Po drodze wyobraźnia płata jej figle i dziewczynka musi się zmierzyć ze swoimi lękami. Przepracowuje wydarzenia minionego dnia (od gospodarzy objadających się słodyczami przez zasypianie przy włączonej lampce aż do harców zwierzątek domowych), a w końcu znużona zasypia „gdzie indziej”.
W książce Pii Lindenbaum nocowanie poza domem jest ukazane jako bardzo emocjonujące wydarzenie, które niesie ze sobą zarówno radość, jak i strach oraz tęsknotę za tym co znane i oswojone. Sonia nie potrafi się odnaleźć w nowej przestrzeni, gubi się w wypracowanych przez rodzinę Celestyny rytuałach i czuje się jak intruz. Koleżanka, która mogłaby być dla niej oparciem w takiej chwili, zdaje się nie dostrzegać problemu, a jej egoistyczne zachowanie tylko utwierdza Sonię w przekonaniu, że czasami rzeczywistość nie dorównuje wyobrażeniom.




Pobawimy się?
Tola i Benia mieszkają obok siebie i są w podobnym wieku, więc teoretycznie mogłyby być najlepszymi przyjaciółkami. A jednak między dziewczynkami nie ma chemii: jedna woli bawić się sama, a druga ciągle ją nachodzi i pyta jak zdarta płyta: „Pobawimy się?”. Tola czuje się osaczona we własnym domu: Benia zagląda do niej przez okno ogrodowe, mama wpuszcza ją do środka bez pytania, a Gunnar namawia do wspólnej zabawy na dworze. Czy nikt nie rozumie, że Tola naprawdę woli być sama i w spokoju wycinać papierowe małpki? Kiedy do Beni w końcu dociera, że jej starania nie przynoszą skutku, daje Toli spokój. Tak jak można się było spodziewać (kłania się wiersz Brzechwy pt. Żuraw i czapla), przedłużająca się cisza i spokój zaczynają niepokoić Tolę.
Relacje między dziećmi to temat rzeka. Jednego dnia przyjaźń do grobowej deski, innego obojętność, kiedy indziej gniew – uczucia przedszkolaków zmieniają się jak w kalejdoskopie i trudno za nimi nadążyć. Pija Lindenbaum z uwagą przygląda się Toli, która próbuje się rozeznać we własnych emocjach.




Doris ma dość
Doris jest zła, bo nikt nie liczy się z jej zdaniem. Nie może się bawić wtedy, kiedy chce, nie może się ubrać tak, jak ma ochotę, a na domiar złego Egon bierze jej rzeczy bez pytania, a potem musi po nim sprzątać. Żeby ukarać mamę i Daniela, którzy tak niesprawiedliwie ją traktują, postanawia uciec z domu. Pakuje do plecaka parę najpotrzebniejszych rzeczy i po prostu wychodzi. Doris wędruje przez znajome miejsca, ale ze względu na nietypowy charakter swojego spaceru (w końcu nie każdego dnia ucieka się z domu!) krajobraz i mijani po drodze ludzie zmieniają się nie do poznania. Im bardziej Doris zapuszcza się w wyobrażone krainy, tym dłuższe rosną jej włosy, a na jej marynarskim ubranku pojawia się coraz więcej plam.
Nareszcie Doris czuje się wolna! Nikt nic jej nie każe, nikt niczego jej nie zabrania, sama o sobie stanowi. Jednak po jakimś czasie dopadają ją wyrzuty sumienia: a co jeśli mama, zaniepokojona jej nagłym zniknięciem, odchodzi od zmysłów? Dziewczynka wraca do domu, ale na miejscu okazuje się, że nikt nie zauważył jej nieobecności. „NIE ZAUWAŻYLIŚCIE, ŻE ZNIKNĘŁAM I ŻE PRAWIE UMARŁAM W ROWIE? Przecież uciekłam!”. Dopiero po wybuchu Doris mama i Daniel uświadamiają sobie, do czego doprowadziła ich obojętność i przedmiotowe traktowanie dziecka.
W historii przedstawionej przez Pię Lindenbaum wszystko dobrze się kończy: mama wyczesuje ze splątanych włosów córki suche liście i patyki, a Daniel przynosi jej czyste ubranie na zmianę. Dziecko wreszcie zostało zauważone, jego głos wreszcie został wysłuchany. Doris ma dość to książka, która ma wstrząsnąć rodzicami i opiekunami, zanim będzie za późno.




Lubię Leosia
Lubię Leosia różni się od wcześniejszych książek Pii Lindenbaum nie tylko mniejszym formatem, układem graficznym z wyraźnym podziałem na strony z tekstem i strony z ilustracjami, ale przede wszystkim grupą odbiorców – dzieci w wieku przedprzedszkolnym. Tytuł tej książki mógłby równie dobrze brzmieć Trzech chłopców w piaskownicy, nie licząc psa. Narrator historii lubi Leosia i wszystkie rzeczy, które jego są: od wiaderka przez łopatkę aż do patyka. Kiedy na scenę (a raczej do piaskownicy) wkracza obcy chłopiec, Marcel jest zaniepokojony, bo Leoś, którego chciałby mieć tylko dla siebie, okazuje zainteresowanie intruzowi. Z nieoczekiwaną pomocą przychodzi Marcelowi… pies.
Ten prosty, krótki i zabawny tekst świetnie nadaje się na początek wielkiej przygody z Piją Lindenbaum.







Tu znajdziecie recenzje pozostałych książek Pii Lindenbaum:
Pudle i frytki
Nusia i wilki, Nusia i baranie łby, Nusia i bracia łosie, Nusia się chowa

TYTUŁ: Igor i lalki, Filip i mama, która zapomniała, Zlatanka i ukochany wujek, Sonia śpi gdzie indziej, Pobawimy się?, Doris ma dość, Lubię Leosia
TEKST: Pija Lindenbaum
TŁUMACZENIE: Katarzyna Skalska
ILUSTRACJE: Pija Lindenbaum
LICZBA STRON: 36 / 28 / 36 / 36 / 36/ 36 / 28
OPRAWA: twarda
FORMAT: 22 × 26,5 cm / 22 × 26,5 cm / 22 × 26,5 cm / 22,5 × 29,5 cm / 22 × 26,5 cm / 23,5 × 26,5 cm / 19 × 17 cm
WIEK: 3+ / 3+ / 3+ / 3+ / 3+ / 3+ / 0+
WYDAWNICTWO: Zakamarki
ROK WYDANIA: 2009 / 2010 / 2012 / 2013 / 2014 / 2016