
CZAROWNICA PIĘTRO NIŻEJ
Po raz pierwszy przeczytałam Czarownicę piętro niżej Marcina Szczygielskiego kilka lat temu, sama. Potem zaczęłam Tuczarnię motyli, ale nie skończyłam, bo była tak dobra, że chciałam zaczekać, aż będę mogła przeczytać Szczygielskiego wspólnie z córkami i na bieżąco zachwycać się szalonymi pomysłami pisarza. Czarownica piętro niżej czytana na głos dzieciom wydaje się jeszcze lepsza, niż ją zapamiętałam. Mój zachwyt podziela ośmiolatka, która co i rusz wybucha śmiechem albo komentuje niektóre wydarzenia, natomiast sześciolatka słucha z lekkim niepokojem i wszystkich po kolei podejrzewa o bycie tytułową czarownicą.
A co my tu mamy? Wbrew własnej woli niespełna dziewięcioletnia Maja wyjeżdża na wakacje do ciabci (siostry prababci), która jest prastara, nic nie rozumie, nie ma internetu, za to ma wannę w kuchni i wyszczerbione kubki. Maja jest zła na rodziców i na siostrę, która urodziła się za wcześnie i z powodu której Maję wysłano na koniec świata na miesiąc albo i dłużej. A przecież w domu było jej tak dobrze: oglądała telenowele i codziennie jadła pizzę (tata nie radzi sobie z gotowaniem). A jednak z każdym dniem czuje się u ciabci coraz lepiej. Poznaje gadającego kota i wiewiórkę, która twierdzi, że jest lisem, i która do złudzenia przypomina Ryjka z Muminków (jest tchórzliwa, łasa na skarby i ciągle przeczuwa katastrofy, za które obwinia wszystkich dookoła), a także rówieśnika Marka, niezłe ziółko. Atmosfera się zagęszcza, robi się coraz bardziej tajemniczo…
Marcin Szczygielski ma ucho do dialogów, które w jego wydaniu brzmią bardzo wiarygodnie. Stylizowane na południowoamerykańskie telenowele dialogi, które są częścią zabawy Mai z kotem i wiewiórką (o, pardon, lisicą) śmieszą do łez. Nie mogę się tylko przekonać do ilustracji towarzyszących kolejnym rozdziałom, bo wbrew logice odnoszą się one do wydarzeń z POPRZEDNIEGO rozdziału, a nie tego, który dopiero się rozpocznie. Ale same ilustracje Magdy Wosik są bardzo ciekawe i bardzo tu pasują.






TUCZARNIA MOTYLI
Drugi tom Marcina Szczygielskiego o przygodach Mai dzieli się tematycznie na dwie części: opis zimowego kataklizmu w mieście i wyjazd Mai do ciabci (napadało tyle śniegu, że ludzie poruszają się drążonymi w puchu korytarzami, odwołano zajęcia w szkołach, a tata Mai zdemontował barierkę na balkonie, żeby wychodzić z domu bezpośrednio z piętra na kilkumetrową warstwę śniegu) oraz przygody, w których wzięła udział dziewczynka już na miejscu w Szczecinie. A dzieje się naprawdę sporo: ciabcia i Monterowa tak bardzo odmłodniały, że Maja mówi o nich Markowi: „moje friendy”, Zdradliwe Lilie zostały uprowadzone, a nieużywana od lat szklarnia Kaweckiej okazuje się placem boju pomiędzy kilkoma rodzinami motylołaków. O ile pierwsza połowa książki bardzo przypomina pierwszy tom (głównie ze względu na wątek katastrofy pogodowej), o tyle druga część wyraźnie romansuje z fantastyką. Pod wpływem czarów Maja zmniejsza się do rozmiarów motyla i poznaje alternatywny świat, o którego istnieniu nie miała pojęcia. Mnogość imion mieszkańców, stopień komplikacji relacji między poszczególnymi rodami (starsi walczą o władzę, a młodsi się w sobie zakochują wbrew rodowym nienawiściom), a także kwestia powstania samego uniwersum motylołaków są na tyle zawiłe, że nawet dorosły czytelnik może czuć się nieco przytłoczony. Marcin Szczygielski świetnie panuje nad wykreowanym przez siebie światem, wprowadza do niego dużo humorystycznych akcentów, ale… to nie moja bajka. To część, która najmniej mi się podoba z czterech wydanych do tej pory tomów.







KLĄTWA DZIEWIĄTYCH URODZIN
Nie wiem, jak Marcin Szczygielski to robi, ale z każdym kolejnym tomem historia Mai, ciabci i Monterowej wciąga coraz bardziej. Motorem napędowym trzeciej części pt. Klątwa dziewiątych urodzin jest wyścig z czasem. Zbliżają się dziewiąte urodziny Mai, graniczny moment, po przekroczeniu którego dziewczynka wszystko zapomni i będzie „ciemna jak tabaka w rogu”, jak z wrodzonym taktem i uprzejmością informuje Maję Monterowa. Maja wcale nie chce tracić wspomnień o gadających zwierzętach, magicznym portalu czy motylołakach w Oranżerii, ale jeśli do czasu urodzin nie uda jej się odnaleźć Niny, siostry ciabci i Monterowej, czyli prapraprapra…babci Mai, wszystko przepadnie, również jej czarodziejski potencjał. Wskazówka pozostawiona przez Ninę („czwarta cegła na lewo od kolumny, siódma od dołu”), pozornie bardzo precyzyjna, nastręcza Majce i jej ekipie wielu trudności. Ale jest też okazją, by sprawdzić, jak się mają bohaterowie… warszawskich legend. Marcin Szczygielski z olbrzymim humorem portretuje współczesną Syrenkę, która roztyła się od podkradanych słoikom słoików, Złotą Kaczkę, która tak naprawdę okazuje się samcem pilnującym interesów Warsa i Sawy, czy Nadwiślańską Biedę, która piszczy w gracie wołowym ukrytym pod wyjątkowo luksusowym domem handlowym. Absurd goni absurd, błyskotliwe dialogi wywołują spazmy śmiechu, a akcja toczy się w przyjemnie żwawym tempie. Jest tu mnóstwo zabawnych smaczków i wątków, tak że każdy niezależnie od wieku będzie miał sporą frajdę z lektury. Częściowe rozwiązanie zagadki zaginionej Niny to mistrzostwo świata — jest tak nieoczywiste, że nie pozwala czytelnikowi złapać oddechu i każe NATYCHMIAST sięgnąć po kolejny tom.
Po trzecim tomie przekonałam się wreszcie do zamysłu ilustratorskiego Magdy Wosik. Jej graficzne powtórki wydarzeń z poprzednich rozdziałów, które zdobią rozkładówki otwierające nowe rozdziały, błyskawicznie pozwalają podjąć wątek w razie dłuższej przerwy w lekturze.







BEZ PIĄTEJ KLEPKI
Kiedy pod koniec trzeciego tomu pt. Klątwa dziewiątych urodzin odnalazła się praprapra…babcia Mai, Nina, wydawało się, że wreszcie będzie z górki. Niestety Ninie brakuje piątej klepki, a w ludzkiej postaci jest jeszcze bardziej nieznośna niż Foksi, Warszawę spowija wszechogarniająca mgła, a czasu, żeby uratować cały świat przed jeszcze większym kataklizmem, właściwie nie ma. Maja razem z młodszą siostrą Alicją udaje się do ciabci i Monterowej do Szczecina, poznaje powinowatą Mroczną z Opoczna i bierze udział w dziadowskim sabacie. Zanim poskłada w całość wskazówki, gdzie znajduje się rozum Niny, zdąży rzucić swój pierwszy prawie całkiem udany czar, odbędzie parę niezwykłych rozmów za pomocą warzywnych telefonów, pozna romantyczne oblicze Monterowej, a także natrafi na ślady spisku gnomów. Oj, będzie się działo!
Chociaż wpadłam na rozwiązanie zagadki już pod koniec poprzedniego tomu, i tak miałam dużo przyjemności z lektury. Marcin Szczygielski pewnie równie dobrze się bawił, wplatając do fabuły bardzo czytelne aluzje do sytuacji politycznej w Polsce (od programu rządowego Rodzina Nietoperz Plus przez wycinkę drzew inspirowaną przez Wielką Szyszkę aż do skrzatów powstających z kolan pod przewodnictwem GIPS-u). Te wybitnie aktualne wątki są równoważone przez wtręty odnoszące się do mitologii słowiańskiej czy obchodów dziadów, ale oczywiście Szczygielski nie byłby sobą, gdyby ich nie uwspółcześnił (dość wspomnieć, że odchudzona „sposobem” Warszawska Syrenka regularnie chodzi na spotkania Anonimowych Słoikoholików). Pozostaję pod dużym wrażeniem fantazji autora i jego bardzo sprawnego warsztatu pisarskiego, zastanawiając się jednocześnie, jak ta książka się zestarzeje i czy — ze względu na silne zanurzenie w aktualności — będzie tak samo bawić kolejne pokolenie. Mam jednak nadzieję, że absurdalny humor nie ma terminu przydatności do spożycia.





TYTUŁ: Czarownica piętro niżej / Tuczarnia motyli / Klątwa dziewiątych urodzin / Bez piątej klepki
TEKST: Marcin Szczygielski
ILUSTRACJE: Magda Wosik
LICZBA STRON: 312 / 440 / 312 / 312
OPRAWA: twarda
FORMAT: 13,3 × 20,3 cm
WIEK:6 +
WYDAWNICTWO: Bajka
ROK WYDANIA: 2013 / 2014 / 2016 / 2018