Kiedy urodziły się moje córki, długo szukałam odpowiednich wydań klasycznych baśni dla dzieci. Zależało mi nie tylko na dobrym tekście, ale i atrakcyjnych ilustracjach. Najbliższa ideału okazała się dwudziestotomowa Kolekcja Dziecka wydana przez Gazetę Wyborczą w 2005 roku. Znane baśnie, bajki i legendy opowiedziane na nowo przez Grzegorza Kasdepkego i Jarosława Mikołajewskiego i pięknie zilustrowane przez Agnieszkę Żelewską, Pawła Pawlaka i Elżbietę Wasiuczyńską zachwyciły mnie zgrabną polszczyzną i humorem, a także prostotą, dzięki której były zrozumiałe nawet dla młodszego przedszkolaka. Jakiś czas później wpadłam na trop czterech baśni napisanych przez uwielbianą przez całą naszą rodzinę Zofię Stanecką dla wydawnictwa Muchomor (Czerwony KapturekJaś i MałgosiaKopciuszekTrzy świnki). Niestety nie miałam okazji ich przeczytać, bo po 10 latach od pierwszego (i jedynego) wydania w 2004 nakład się wyczerpał. I kiedy pogodziłam się z myślą, że moje córki ominie coś dobrego (nie spodziewałam się niczego innego po autorce Basi), wydawnictwo Egmont zaskoczyło mnie zbiorczym wydaniem Muchomorowych baśni uzupełnionym o dwie zupełnie nowe historie (Knypsa z czubkiem i Księżniczkę na ziarnku grochu) w tomie Baśnie dla młodszych i starszych. Książkę przepięknie zilustrowała Magdalena Kozieł-Nowak – ta sama, która zmalowała m.in. nowe Dzieci z BullerbynBrzechwę dzieciom. Dzieła wszystkie. Teatrzyki czy Dobranocki na pogodę i niepogodę.

Baśnie dla młodszych i starszych Zofia Stanecka Egmont

Na każdym pisarzu, który czerpie z baśniowej materii, ciąży odpowiedzialność za losy znanych bohaterów. Zofia Stanecka opowiada wiernie w stosunku do najbardziej znanych i utrwalonych w kulturze wersji baśni Charles’a Perraulta (Czerwony KapturekKnyps z czubkiemKopciuszek), braci Grimm (Jaś i Małgosia), Hansa Christiana Andersena (Księżniczka na ziarnku grochu) i Josepha Jacobsa (Trzy małe świnki), ale nieco inaczej rozkłada akcenty, uwzględnia zmiany społeczne, jakie zaszły na przestrzeni ostatnich kilkuset lat (pierwsze wydanie Bajek Babci Gąski Perraulta ukazało się we Francji w 1697 roku), a także – z typowym dla siebie poczuciem humoru – komentuje wydarzenia.

TEKST

W jej wersji Czerwonego Kapturka pojawia się postać taty dziewczynki (z którym Kapturek lepi pierogi), a babcia „jest niezależną kobietą i może robić, co zechce”, na przykład oglądać nocą świetliki (a później to odchorowywać). Co ciekawe, Zofia Stanecka kładzie duży nacisk na oryginalny Perraultowski wydźwięk baśni, która miała być przestrogą dla dorastających dziewcząt, by nie angażowały się nieroztropnie w podejrzane znajomości. Młodsze dzieci tego nie wyłapią, ale dorosły bezbłędnie interpretuje słowa wilka: „Zanim ją schrupię, chętnie się trochę zabawię”. Z kolei w Jasiu i Małgosi nie pojawia się macocha, a dzieci same opuszczają dom, by w czasie snu taty odszukać jego zgubione w lesie narzędzia. To nie jedyna zmiana w stosunku do wersji braci Grimm: dzieciom pomaga w ucieczce kot Baby Jagi, sama czarownica zostaje uwięziona w klatce w środku lasu, a jej chatkę zjadają dzikie zwierzęta. Przyznaję, że brzmi to lepiej niż upieczenie jej żywcem w piecu, ale taką wersję dzieci również powinny poznać (tylko że nieco później). W Knypsie z czubkiem bardzo spodobała mi się polemika Staneckiej z wszechobecnym kultem piękna i presji, której od urodzenia są poddawane małe dziewczynki i ich rodzice (w końcu córeczka, a już zwłaszcza królewna, po prostu musi być piękna!). Zdroworozsądkowe podejście autorki sprawiło, że ta mało znana baśń z marszu stała się jedną z ulubionych moich córek. W kolejnej baśni, Kopciuszku, autorka również miesza nieco w społecznie przyjętych normach i każe królewiczowi Rupertowi czytać romanse i wzdychać do książkowych bohaterek. A Kopciuszek, który „był nie tylko bajkowo piękną, ale też wiedzącą, czego chce od życia, dziewczyną”, zabiera do pałacu wszystkie swoje książki. Szalenie spodobał mi się w tej baśni motyw książki, czy dokładniej literatury jako bagażu doświadczeń. Otóż na balu Kopciuszek i królewicz „cieszyli się swoją obecnością i cichą rozmową, w trakcie której odkryli, że w dzieciństwie słuchali tych samych opowieści. Czuli się tak, jakby znali się od wieków”. Przecież to doskonały przykład tego, jak duże znaczenie ma wspólny kod kulturowy i dziedzictwo kulturowe w budowaniu wspólnoty uczuć i nici porozumienia. W Księżniczce na ziarnku grochu rozbawiła mnie postać królewicza, który mimo powozowni pełnej złotych karoc i sportowych dwukółek pokłada się znudzony na fotelu i sączy przez słomkę colę, nie wiedząc, co zrobić z własnym życiem. Na szczęście księżniczka (prawdziwa!), która mu się trafiła, była równie bierna jak on. Nie to co inne, które zgłaszały swoje kandydatury: „zbyt aktywna” lub „Czy one muszą mieć tyle zainteresowań?!”. Trzy świnki ujęły mnie natomiast przede wszystkim zabawnym językiem, bo zwierzęcy bohaterowie aż się prosili, by dopasować utarte zwroty do okoliczności. Stąd na przykład matka świnek „martwiła się, jak sobie poradzą, kiedy zaczną gospodarować na własne kopytko” albo ocierała raciczką łzy w oczu. Baśnie w wydaniu Zofii Staneckiej są doskonałe pod każdym względem: zarówno językowym, jak i – z braku lepszego określenia – kulturowym. Są idealną alternatywą dla wszystkich adaptacji baśni, których na rynku jest tak dużo. Nie zastąpią najbliższych klasycznym wersjom wydań (w wiernych przekładach), ale też i nie pretendują do takiej roli! Miejcie Baśnie dla młodszych i starszych na uwadze, kompletując listę świątecznych prezentów.

Zupełnie na marginesie dodam, że lektura Baśni dla młodszych i starszych utwierdziła mnie w przekonaniu, że jednym z ulubionych czasowników Zofii Staneckiej jest „posapywać”, a po „kląskającym błocie” rozpoznałabym ją wśród setek innych autorów :-). 

ILUSTRACJE

Adaptacji baśni do czasów współczesnych dokonała również w warstwie wizualnej Magdalena Kozieł-Nowak. Jej Kapturek idzie do babci ze smartfonem w ręku i ze słuchawkami na uszach, babcia dziewczynki uprawia nordic walking w dresowych spodniach, a w lesie leżą śmieci: plastikowe butelki po wodzie i puszki po konserwach. Z kolei chatka Baby Jagi w Jasiu i Małgosi kusi nie tylko słodkościami, ale i chipsami, żelkowymi misiami i kolorowymi napojami gazowanymi. W baśni Knyps z czubkiem ilustratorka uwidoczniła kult royal baby: od gadżetów z wizerunkiem nowo narodzonej księżniczki Różyczki przez plakaty z jej podobizną na słupach ogłoszeniowych aż do sesji zdjęciowej dla magazynu „Z życia dworu” (którego redaktor naczelna, księżna Czaremtryska, nosi fryzurę à la Anna Wintour). Nie zabrakło również selfie sticka, kubka z kawą i królewskiej korony schowanej do kieszeni sportowych spodni – to się nazywa nowoczesna monarchia! Przyrodnie siostry Kopciuszka wylegują się przed telewizorem i oglądają kanał z telezakupami, a jedna z nich ma ogromny tatuaż w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Królewicz z Księżniczki na ziarnku grochu ma „odpowiednio kwadratową szczękę” i zblazowaną minę, a najmniejsza z Trzech świnek nosi hipsterską czapkę naciągniętą na oczy i nie rozstaje się z puszką sprayu do graffiti. Jak pisze sama autorka na swoim blogu: „po swojemu zmalowałam. Stare miesza się z nowym, białe z czarnym, zło z dobrem, bo w bajkach już tak jest i dlatego są ponadczasowe”. Te ilustracje są po prostu piękne: klasycznie baśniowe i nowoczesne zarazem, a przede wszystkim bardzo, ale to bardzo dowcipne. Cudne!

TYTUŁ: Baśnie dla młodszych i starszych
AUTOR: Zofia Stanecka
ILUSTRACJE: Magdalena Kozieł-Nowak
LICZBA STRON: 112
OPRAWA: twarda
FORMAT: 24,5 × 27,5 cm
WIEK: 5+
WYDAWNICTWO: Egmont
ROK WYDANIA: 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *